środa, 11 września 2013

3.0 Dzień z życia Roze



Światło wpadające przez okno było bezlitosna dla jasnowłosej dziewczyny, której oczy jeszcze nie przyzwyczaiły się do światła. Podniosła się i przeciągnęła, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Panienko, zaraz podadzą śniadanie.
Roze z niezbyt przytomną miną spojrzała w stronę wyjścia.
-Szykuję się, Marriet.
Jak chyba większość, tak samo ta dziewczyna miała problemy z porannym wstawaniem. Odsunęła baldachim i uważając, żeby nie nadepnąć na koronkowy dół swojej koszuli nocnej, podeszła do toaletki i zabrała się do czesania włosów. Uwielbiała tą czynność, zwłaszcza, kiedy nie musiała iść do szkoły i mogła na to poświecić większą ilość czasu, jednak teraz musiała jej wystarczyć chwila, bowiem rozległo się ponownie stukanie i do pokoju weszła kobieta w stroju pokojówki. Przed sobą miała wózek, na którym stały zakryte tace i dzbanek z herbatą. Pokojówka ukłoniła się i wyszła z pokoju. Szamanka skończyła czesać włosy i podeszła do wózka. Kiedy uniosła pokrywki, zobaczyła talerz krewetek w panierce, zupę miso, smażonego węgorza, śliwki ume-boshi i słodkie suszone ikanago.  Ningyo przysunęła sobie stołek i zabrała się za jedzenie. Kolejne śniadanie od dziesięciu lat, które jadła samotnie.
***
Roze szła przez szkolny korytarz. Ubrana była w mundurek jej własnego projektu – czarna spódnica, czarne buty, szare podkolanówki, białą koszula a na nią niebieska marynarka. Na jednym ramieniu miała zawieszoną torbę, w drugiej ręce trzymała swoją laskę z orzecha białego, z główką w kształcie głowy łabędzia. Nad jej głową swobodnie krążyła Suisei – jej duch stróż w postaci fioletowej kulki światła.
-Roze? – usłyszała za sobą. Odwróciła się i zobaczyła Yoh, który spoglądał na nią swoim zwyczajnym, trochę zaspanym wzrokiem.
- Dziś świętujemy urodziny Rena. Przyjdziesz do nas? Zresztą… - tutaj mina chłopaka stała się bardziej poważna – Hao wspominał, że chciałby z tobą o czymś porozmawiać.
- O czym? – jedyną reakcją na tak dziwną informacje były uniesione brwi dziewczyny.
- Tego nie wiem. Ale wydaje mi się – tu szaman rozejrzał się po korytarzu – iż chodzi o Luani.
Rozległo się głośne prychnięcie. Yoh spojrzał zdziwiony na Roze.
-Coś nie tak?
- Skaczecie dookoła tej dziewczyny jak szaleni. Nie wiem, co w niej jest,  ale nie traktujcie jej jak nieopierzonego pisklaka – może wtedy rozwinie skrzydła. Ale tak … przyjdę do was. O której?
- Koło piątej.
-Możesz być pewny, że się zjawię.

***
- Dziś na lekcji wychowania fizycznego będziemy gościć jeden z najlepszych klubów kendo. Oto oni.
Do sali weszło pięć dziewczyn wraz z opiekunką. Każda była ubrana w tradycyjny strój kendo a w ręku trzymała drewniany miecz. Wszystkie ukłoniły się i zaczęły prezentację. Kiedy zaczęli pokazowe walki, Roze nie mogła się nie skrzywić. Jak dla niej to było fatalne.
- Widzisz, jak ona trzyma miecz? Zaraz zrobi sobie krzywdę – mruknęła do dziewczyny stojącej koło niej. Po kilku takich komentarzach jedna z występujących, z przefarbowanymi na fioletowo włosami zdjęła ochraniacz i spojrzała wściekła na Roze.
- Takaś mądra? To sama pokaż, jak się to robi! – stwierdziła, rzucając ochraniaczem w jej stronę. Szamanka z pewnością podniosła ochraniacz i rozejrzała się za dodatkowym strojem. Jedna z dziewczyn chciała pomóc jej się ubrać, jednak Roze odtrąciła jej rękę. Przywdziała tradycyjny strój i wzięła jej miecz, po czym stanęła naprzeciw fioletowowłosej.
-Zaczynać!
W tym momencie szamanka rzuciła się na swoją przeciwniczkę z niewiarygodną prędkością. Już po chwili padł men. Po chwili sytuacja się powtórzyła – dziewczyna zdobyła kolejny punkt.
Rozległy się okrzyki zdziwienia od dziewczyn z klasy. Wszystkie były zdziwione tym, co właśnie zobaczyły. Szamanka ściągnęła swój ochraniacz.
-Tak się powinno walczyć.
***
Było chwilę przed czwartą kiedy szamanka podjechała pod dom Asakurów. Torbę szkolną odesłała do domu, za to w ręce trzymała prezent kupiony przez służącą. Weszła do domu, zdejmując po drodze buty, a potem poszła do salonu. Cały stół był zastawiony różnymi potrawami przygotowanymi przez Ryu. Roze tradycyjnie wręczyła  prezent naburmuszonemu Renowi i przysiadła z boku, oglądając stan swoich paznokci. Będzie musiała pomalować je odżywką… albo wybierze jakieś ciekawe naklejki.
- Możemy porozmawiać Roze? – usłyszała głos koło siebie i zaraz przy niej kucał Hao.
- Tutaj czy na osobności? – spytała, wciąż wpatrując się w swoje paznokcie.
- Wolałbym na osobności.
***
Kiedy chłopak i dziewczyna przeszli na korytarz, szaman od razu przeszedł do konkretów.
- Skąd znasz Luani?
Roze westchnęła, poirytowana.
- Naprawdę chcesz to wiedzieć?
Jednak Hao nie odpowiedział na to pytanie, czekając, co powie szamanka.
- Wszystko zaczęło się, kiedy byłam mała.
- Mamo! Mamo!
Mała dziewczynka biegła przez korytarz w stronę wysokiej kobiety ubranej w szmaragdową suknię.
-Roze, ile razy mam  Ci powtarzać! Dama nie biega po korytarzu! I z pewnością nie krzyczy jak opętana!
- Przepraszam mamo – dziewczynka skłoniła się. – Mogę wyjść na dwór? – spojrzała na nią niemal błagalnie.
- Za takie zachowanie? Oczywiście, że nie! Idź do pokoju i pobaw się lalkami.
-Roze?
Dziewczyna wyrwała się z zamyślenia.
-Jak byłam mała, oprócz widzenia duchów potrafiłam ożywiać lalki. Powiedziałam o tym rodzicom, ale uznali, że majaczę. Nie pozwalali mi też spotykać się z rówieśnikami. Kiedyś pojechałam z rodzicami do Paryża na wakacje. Chodziłam z opiekunką po mieście, ale ona zajęta była spotkaniami ze swoim chłopakiem, więc nie zauważała moich zniknięć. Gdy chodziłam sama po mieście, spotkałam tam Luani. Od razu wiedziałam, że ona jest taka jak ja. Zaznajomiłyśmy się, ale kiedy pewnego dnia nie przyszła, zaniepokoiłam się. Nie przyszła także w następne dni. Powiedziałam o wszystkim rodzicom, którzy zwolnili opiekunkę. Oczywiście stwierdzili, że mam znów jeden ze swoich omamów. Uważałam więc, że sama wymyśliłam sobie Luani. Aż do teraz – dziewczyna zmroziła szamana spojrzeniem – Coś jeszcze?
Ale zanim Hao mógł coś powiedzieć, przy nich pojawił się Yoh.
-Idziecie? Zaraz będziemy kroić tort.
***
- Panienko, twój jutrzejszy trening został przełożony na siódmą.
- Dziękuję, Marriet.
Drzwi zamknęły się i Roze złożyła swoje ubranie w kostkę, po czym położyła się do łóżka z baldachimem.
- Suisei?
-Tak?
-Dziękuję Ci, że jesteś.
- Nie ma sprawy – odezwał się duch i zniknął, a Roze niebawem zasnęła, uśmiechając się z myślą o przyjaciołach.

Ohayo~ 
Ja nie napisałam tego rozdziału, zrobiła to Hotaru, za co bardzo jej dziękuję. Stwierdziłam, że ona, jako osoba, która Roze stworzyła, wie o niej najwięcej, a ona chętnie zgodziła, by coś napisać i oto efekt :) Kto wie, może będzie chciała częściej wystukać mniej lub bardziej obszerny tekst?
Nowy rozdział jest w trakcie tworzenia, ale nie wiem, kiedy będzie można go przeczytać - nie spodziewałam się, że ledwo zacznie się szkoła, a tu już nauczyciele zawalą tydzień dużymi pracami domowymi, masą sprawdzianów... Jednak postaram się ze wszystkim wyrobić.