Światło
wpadające przez okno było bezlitosna dla jasnowłosej dziewczyny, której oczy
jeszcze nie przyzwyczaiły się do światła. Podniosła się i przeciągnęła, kiedy
rozległo się pukanie do drzwi.
- Panienko,
zaraz podadzą śniadanie.
Roze z niezbyt
przytomną miną spojrzała w stronę wyjścia.
-Szykuję się,
Marriet.
Jak chyba
większość, tak samo ta dziewczyna miała problemy z porannym wstawaniem.
Odsunęła baldachim i uważając, żeby nie nadepnąć na koronkowy dół swojej
koszuli nocnej, podeszła do toaletki i zabrała się do czesania włosów.
Uwielbiała tą czynność, zwłaszcza, kiedy nie musiała iść do szkoły i mogła na
to poświecić większą ilość czasu, jednak teraz musiała jej wystarczyć chwila,
bowiem rozległo się ponownie stukanie i do pokoju weszła kobieta w stroju
pokojówki. Przed sobą miała wózek, na którym stały zakryte tace i dzbanek z
herbatą. Pokojówka ukłoniła się i wyszła z pokoju. Szamanka skończyła czesać
włosy i podeszła do wózka. Kiedy uniosła pokrywki, zobaczyła talerz krewetek w
panierce, zupę miso, smażonego węgorza, śliwki ume-boshi i słodkie suszone
ikanago. Ningyo przysunęła sobie stołek
i zabrała się za jedzenie. Kolejne śniadanie od dziesięciu lat, które jadła
samotnie.
***
Roze szła
przez szkolny korytarz. Ubrana była w mundurek jej własnego projektu – czarna
spódnica, czarne buty, szare podkolanówki, białą koszula a na nią niebieska
marynarka. Na jednym ramieniu miała zawieszoną torbę, w drugiej ręce trzymała
swoją laskę z orzecha białego, z główką w kształcie głowy łabędzia. Nad jej
głową swobodnie krążyła Suisei – jej duch stróż w postaci fioletowej kulki
światła.
-Roze? –
usłyszała za sobą. Odwróciła się i zobaczyła Yoh, który spoglądał na nią swoim
zwyczajnym, trochę zaspanym wzrokiem.
- Dziś
świętujemy urodziny Rena. Przyjdziesz do nas? Zresztą… - tutaj mina chłopaka
stała się bardziej poważna – Hao wspominał, że chciałby z tobą o czymś
porozmawiać.
- O czym? –
jedyną reakcją na tak dziwną informacje były uniesione brwi dziewczyny.
- Tego nie
wiem. Ale wydaje mi się – tu szaman rozejrzał się po korytarzu – iż chodzi o
Luani.
Rozległo się
głośne prychnięcie. Yoh spojrzał zdziwiony na Roze.
-Coś nie tak?
- Skaczecie
dookoła tej dziewczyny jak szaleni. Nie wiem, co w niej jest, ale nie traktujcie jej jak nieopierzonego
pisklaka – może wtedy rozwinie skrzydła. Ale tak … przyjdę do was. O której?
- Koło piątej.
-Możesz być
pewny, że się zjawię.
***
- Dziś na
lekcji wychowania fizycznego będziemy gościć jeden z najlepszych klubów kendo.
Oto oni.
Do sali weszło
pięć dziewczyn wraz z opiekunką. Każda była ubrana w tradycyjny strój kendo a w
ręku trzymała drewniany miecz. Wszystkie ukłoniły się i zaczęły prezentację.
Kiedy zaczęli pokazowe walki, Roze nie mogła się nie skrzywić. Jak dla niej to
było fatalne.
- Widzisz, jak
ona trzyma miecz? Zaraz zrobi sobie krzywdę – mruknęła do dziewczyny stojącej
koło niej. Po kilku takich komentarzach jedna z występujących, z
przefarbowanymi na fioletowo włosami zdjęła ochraniacz i spojrzała wściekła na
Roze.
- Takaś mądra?
To sama pokaż, jak się to robi! – stwierdziła, rzucając ochraniaczem w jej
stronę. Szamanka z pewnością podniosła ochraniacz i rozejrzała się za
dodatkowym strojem. Jedna z dziewczyn chciała pomóc jej się ubrać, jednak Roze
odtrąciła jej rękę. Przywdziała tradycyjny strój i wzięła jej miecz, po czym
stanęła naprzeciw fioletowowłosej.
-Zaczynać!
W tym momencie
szamanka rzuciła się na swoją przeciwniczkę z niewiarygodną prędkością. Już po
chwili padł men. Po chwili sytuacja
się powtórzyła – dziewczyna zdobyła kolejny punkt.
Rozległy się
okrzyki zdziwienia od dziewczyn z klasy. Wszystkie były zdziwione tym, co
właśnie zobaczyły. Szamanka ściągnęła swój ochraniacz.
-Tak się
powinno walczyć.
***
Było chwilę
przed czwartą kiedy szamanka podjechała pod dom Asakurów. Torbę szkolną
odesłała do domu, za to w ręce trzymała prezent kupiony przez służącą. Weszła
do domu, zdejmując po drodze buty, a potem poszła do salonu. Cały stół był
zastawiony różnymi potrawami przygotowanymi przez Ryu. Roze tradycyjnie
wręczyła prezent naburmuszonemu Renowi i
przysiadła z boku, oglądając stan swoich paznokci. Będzie musiała pomalować je
odżywką… albo wybierze jakieś ciekawe naklejki.
- Możemy
porozmawiać Roze? – usłyszała głos koło siebie i zaraz przy niej kucał Hao.
- Tutaj czy na
osobności? – spytała, wciąż wpatrując się w swoje paznokcie.
- Wolałbym na
osobności.
***
Kiedy chłopak
i dziewczyna przeszli na korytarz, szaman od razu przeszedł do konkretów.
- Skąd znasz
Luani?
Roze
westchnęła, poirytowana.
- Naprawdę
chcesz to wiedzieć?
Jednak Hao nie
odpowiedział na to pytanie, czekając, co powie szamanka.
- Wszystko
zaczęło się, kiedy byłam mała.
- Mamo! Mamo!
Mała dziewczynka biegła przez korytarz w
stronę wysokiej kobiety ubranej w szmaragdową suknię.
-Roze, ile razy mam Ci powtarzać! Dama nie biega po korytarzu! I
z pewnością nie krzyczy jak opętana!
- Przepraszam mamo – dziewczynka skłoniła się.
– Mogę wyjść na dwór? – spojrzała na nią niemal błagalnie.
- Za takie zachowanie? Oczywiście, że nie!
Idź do pokoju i pobaw się lalkami.
-Roze?
Dziewczyna
wyrwała się z zamyślenia.
-Jak byłam
mała, oprócz widzenia duchów potrafiłam ożywiać lalki. Powiedziałam o tym
rodzicom, ale uznali, że majaczę. Nie pozwalali mi też spotykać się z
rówieśnikami. Kiedyś pojechałam z rodzicami do Paryża na wakacje. Chodziłam z
opiekunką po mieście, ale ona zajęta była spotkaniami ze swoim chłopakiem, więc
nie zauważała moich zniknięć. Gdy chodziłam sama po mieście, spotkałam tam
Luani. Od razu wiedziałam, że ona jest taka jak ja. Zaznajomiłyśmy się, ale
kiedy pewnego dnia nie przyszła, zaniepokoiłam się. Nie przyszła także w
następne dni. Powiedziałam o wszystkim rodzicom, którzy zwolnili opiekunkę.
Oczywiście stwierdzili, że mam znów jeden ze swoich omamów. Uważałam więc, że
sama wymyśliłam sobie Luani. Aż do teraz – dziewczyna zmroziła szamana
spojrzeniem – Coś jeszcze?
Ale zanim Hao
mógł coś powiedzieć, przy nich pojawił się Yoh.
-Idziecie?
Zaraz będziemy kroić tort.
***
- Panienko, twój
jutrzejszy trening został przełożony na siódmą.
- Dziękuję,
Marriet.
Drzwi zamknęły
się i Roze złożyła swoje ubranie w kostkę, po czym położyła się do łóżka z
baldachimem.
- Suisei?
-Tak?
-Dziękuję Ci,
że jesteś.
- Nie ma
sprawy – odezwał się duch i zniknął, a Roze niebawem zasnęła, uśmiechając się z
myślą o przyjaciołach.
Ohayo~
Ja nie napisałam tego rozdziału, zrobiła to Hotaru, za co bardzo jej dziękuję. Stwierdziłam, że ona, jako osoba, która Roze stworzyła, wie o niej najwięcej, a ona chętnie zgodziła, by coś napisać i oto efekt :) Kto wie, może będzie chciała częściej wystukać mniej lub bardziej obszerny tekst?
Nowy rozdział jest w trakcie tworzenia, ale nie wiem, kiedy będzie można go przeczytać - nie spodziewałam się, że ledwo zacznie się szkoła, a tu już nauczyciele zawalą tydzień dużymi pracami domowymi, masą sprawdzianów... Jednak postaram się ze wszystkim wyrobić.
Fajny rozdział ^^ Jak zwykle wszyscy się troszczą o Luani, ale to fajnie lubię ją .
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Pozdro :)
Rozdział trochę krótki, ale fajnie napisany:) Pozdrowienia dla Hotaru;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie darzę Roze wielką sympatią, ale współczuję jej. Nie miała łatwego i przyjemnego życia... Dlatego powinna jak najczęściej przebywać z tą szaloną gromadką, bo nikt tak jak oni nie poprawia nastroju;D
Buziaczki i czekam na next:)
Hej, kiedy coś dodasz?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Raion
Ohayo!
OdpowiedzUsuńChciałabym zaprosić Cię na mojego nowego bloga! Mam nadzieję, że zainteresuje Cię prolog i zostaniesz na dłużej. Moje opowiadanie rozpoczyna się miesiąc po wydarzeniach w anime Król Szamanów. Gorąco zapraszam :)
Do zobaczenia!
[Nigdzie nie zauważyłam wyznaczonego miejsca na SPAM. Jeżeli jednak takie jest, bądź nie życzysz sobie SPAM-u, to, proszę, usuń ten komentarz i bardzo przepraszam.]