niedziela, 4 sierpnia 2013

2.10 Merri Kurisumasu!

- No, Ren, zamierzasz się jeszcze dzisiaj odezwać? – spytała Jun, gdy późnym wieczorem oglądała z bratem telewizję, choć można stwierdzić, że oboje od początku nie przejawiali chociaż cienia zainteresowania wiadomościami. Odkąd tylko Luani wróciła do siebie chłopak po prostu milczał.  Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą i tyle. Nic więcej. Siostra martwiła się o niego, jednak znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż jedyne, co mogła zrobić, to siedzieć obok i nie wyciągać niczego na siłę. Nie oznaczało to jednak, że i ona zamierza milczeć, wręcz przeciwnie: trajkotała o wszystkim, co tylko przyszło jej na myśl, zaczynając od świetnego przepisu na zdrowe hamburgery, który dostała od Ryu, przechodząc przez kłótnię Yoh i Hao, w czasie której bliźniacy stłukli wazon i Anna zadała im morderczy trening, a kończąc na bardzo dokładnym opisie pięknej sukienki wypatrzonej w pewnym sklepie w czasie wspólnych zakupów z Kyoyamą. Ren jednak uparcie milczał, ba- nie pokazał absolutnie żadnej reakcji, zupełnie jakby w ogóle nic nie słyszał! Zielonowłosa zerknęła na brata i zauważyła, że ma przymknięte oczy, a oddech jakoś dziwnie mu się uspokoił… Nie zastanawiając się więc dłużej, dźgnęła go w ramię.
- To mój samolot! – Miodooki poderwał się gwałtownie i rozejrzał niepewnie po pokoju. Zamiast jednak na lotnisku, znajdował się w swoim zwyczajnym salonie, a tuż obok, na kanapie, siedziała Jun śmiejąca się głośno.
- Ty śpiochu! – zawołała w przerwie śmiechu. – Myślałam, że tylko Yoh ma zdolność zasypiania w każdym miejscu, ale najwyraźniej doganiasz go nawet w tych zawodach!
Tao, widząc minę swojego brata, zachowała się bardzo mądrze, bowiem co prędzej pobiegła do swojego pokoju, nie pozwalając bo dosięgła jej zemsta Rena.

*


Powrót do szkoły okazał się dla Rena i Luani średnio miłym doświadczeniem, bowiem część nauczycieli nie przejęła się wymówką „przez trzy tygodnie byłem/am chory/a i dlatego nie było mnie w szkole”, bowiem zwykłe przeziębienie tyle trwać nie mogło, a braki zawsze można nadrobić i leżąc w łóżku, a jeśli było to coś poważniejszego, z pewnością nie obyłoby się bez wizyty w szpitalu, na co lekarze wystawiliby odpowiednie zaświadczenie.

- Ta wredna baba wstawiła mi kosę! I za co? Za to, że nie rozpisałem jakiegoś idiotycznego wzoru na kwas acetylo-kwasowego, na omawianiu którego mnie nawet nie było! – zawołał oburzony Tao dosiadając się do przyjaciół w czasie długiej przerwy obiadowej.
- To jest kwas acetylosalicylowy, mówimy o nim na przykład w aspirynie i…
- Czy ktoś się ciebie pytał o zdanie, Oyamada?! – Blondyn spuścił głowę i wymamrotał ciche przeprosiny, których nikt nie usłyszał ze względu na hałas panujący wokół.
- Tao, jakiś ty się nerwowy zrobił. Czyżby zaprzestano produkcji żelu do włosów, który używasz? Zdradzę ci w sekrecie, że istnieje niejeden na rynku, który jest równie dobry - zagadnęła jak gdyby nigdy nic Roze, dosiadając się do stolika i kładąc jedzenie na uprzednio rozłożonej serwetce, na co miodooki poderwał się gwałtownie z zamiarem rzucenia się na blondynkę, jednak w ostatniej chwili przytrzymali go Yoh i Manta (choć ten drugi chyba raczej tylko symbolicznie, trudno oczekiwać po nim jakiejś znacznej siły :D).
- Luani, a jak tobie mija dzień? – spytała Anna, kompletnie ignorując zachowanie pozostałych. Lawendooka westchnęła głośno:
- Japoński i matematyka. Nic więcej nie powiem. – Otworzyła swoje pudełko z jedzeniem i przyglądała mu się usilnie, udając że wybór pomiędzy tostem, a kanapką z dżemem jest niezwykle problematyczny i wymaga dokładnego zainteresowania się tą kwestią.
- Nie jestem głodny – powiedział niebawem Ren z udawanym spokojem. – Zresztą teraz  w-f. Widzimy się później – z tymi słowami poniósł się szybko, spakował praktycznie nietknięte jedzenie z powrotem do torby i poszedł pod salę.
- Ale się zrobił nerwowy i drażliwy – mruknęła Ningio, jednak nikt nie podejmował już tej rozmowy. Jedynie Luani poprosiła Yoh i Mantę, by zadbali o to, żeby Ren nie przesadzał w czasie ćwiczeń, bo musi jeszcze się oszczędzać, na co obaj zgodzili się ochoczo, a zaraz potem wszyscy siedzący przy stoliku, to jest Yoh, Anna, Luani, Roze, Manta i Tamara (tak, ona też tam była, choć nie odezwała się chociaż słowem) dojedli szybko to, co mieli i pognali na zajęcia.

Asakura już na rozgrzewce przekonał się, że podjął się naprawdę ciężkiego zadania, bowiem nawet jeśli Ren z początku starał się na siebie uważać, to nauczyciel nie godził się, by ktoś, kto zawsze wykonuje wszelkie ćwiczenia niezwykle szybko i dokładnie, nagle spadł do poziomu przeciętnego.
- Tao, włóż w to trochę życia! To, że cię nie było w szkole przez prawie trzy tygodnie nie oznacza, że teraz masz mi biegać za piłką jak pięciolatka ze złamaną nogą! – ze strony obu klas rozległy się chichoty, uczniowie mieli w końcu możliwość ponabijania się z kogoś, kto razem z Asakurą uchodził za najlepszego. Ren pomrukiwał pod nosem różne przekleństwa, przypominał sobie usilnie, dlaczego w ogóle coś obiecał i co mogłyby mu zrobić Luani i Jun, które z pewnością dowiedziałyby się, gdyby od razu chciał zdobywać Mount Everest swoich możliwości. Yoh natomiast starał się wesprzeć jakoś przyjaciela, chociażby każąc reszcie chłopaków się zamknąć, a Manta, siedząc na ławce rezerwowej (z której raczej na pewno nie ruszyłby się do końca meczu), wykrzykiwał różne hasła wspierające chłopaków.
Nauczyciel w końcu odpuścił, lecz nie zrobił tego tylko i wyłącznie z własnej woli. Na ostatni kwadrans lekcji wymyślił bowiem małe zawody. Chłopcy mieli się podzielić, lecz nie klasami, a po równo, by każdy zespół miał jakieś szanse. Yoh był w grupie między innymi z Mantą, a w ekipie Rena znajdował się niezwykle wysoki i potężny chłopak, który może i był nawet silny, ale za to z szybkością sobie nie radził (pamiętacie osiłka z pierwszego odcinka, który naśmiewał się z Manty, gdy tamten mówił o duchach? To właśnie on ^^). W wyścigach szamani jak zwykle zostali ustawieni jako ostatni, by pomóc swojej drużynie w ostatecznych wyścigach. Co jak co, ale Ren nie mógł sobie pozwolić na to, by właśnie Asakura przyczynił się do zwycięstwa, tak więc gdy przyszła ich kolej, bowiem poprzednicy przybiegli w niemalże w tym samym momencie, wystartowali z pełną prędkością. Pierwsza połowa dystansu, to jest dobiegnięcie do pachołka, dla obojga nie była szczególnym wyzwaniem, jednakże kilkanaście metrów przed metą Tao okropnie zakręciło się w głowie i zwolnił nagle, a gdy już dobiegł jako drugi na metę, przewróciłby się, gdyby Yoh go nie złapał i posadził ostrożnie na ławce. Nauczyciel, nawet jeśli widział to wszystko, udawał że nic nie widzi, a reszta chłopców zamiast przejąć się tym, że ich znajomy źle się czuje, śmiali się z niego lub narzekali, że przegrali cały wyścig.
- Manta, masz pomysł, co zrobić? – spytał trochę niepewnie Asakura, gdy przyjaciel do nich podszedł.
- Nic nikt nie musi robić. Wszystko ze mną w porządku – oznajmił „lekko” wkurzony miodooki.
Przyjaciele mieli co do tego inne zdanie, jednak zaraz zadzwonił dzwonek na przerwę, toteż nie było okazji, by zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja. Tao bowiem od razu podniósł się z ławki i poszedł pewnie do szatni, gdzie przebrał się szybko i poszedł na następne zajęcia.

*
W atmosferze ogromu nauki, ale i wielu żartów w grupie przyjaciół nastał czas Bożego Narodzenia, który może i nie był szczególnie przez Japończyków obchodzony ze względów religijnych, lecz można rzec, iż czysto komercyjnych, ale ogrom ubranych choinek na ulicach, porozwieszane wszędzie lampki, nieraz ludzi w telewizji wołających: „Merri Kurisumasu!” dawał Luani i paru innym osobom z poza Kraju Kwitnącej Wiśni chociaż namiastkę tych prawdziwych świąt spędzanych w gronie rodziny czy przyjaciół.
Między innymi też dlatego Asakura i jego kompania postanowili zorganizować uroczysty obiad w szamańskim gronie. Właściciel mandarynkowych słuchawek zadzwonił do przyjaciół z czasów w okolicy Turnieju. Wszyscy potwierdzili swoją obecność, toteż nie pozostało już nic, jak tylko przygotować odpowiednio dużą ilość jedzenia, jakieś prezenty (bo choć każdy zarzekał się, że niczego nie będzie kupował skoro jest to tylko obiad, i tak miał w zanadrzu  pomysł na listę prezentów dla każdego), pokoje dla gości.

Na ponad tydzień przed zjawił się Ryu, który podjął się szykowania posiłków. Dziewczyny albo mu pomagały, albo ozdabiały dom różnymi świątecznymi bibelotami. Yoh, i Manta podjęli się posprzątania domu, lecz nie zawsze działali sami, bowiem gdy któraś z koleżanek nie zajmowała się akurat niczym związanym z tematem „kuchnia”, pomagała biedakom w ogarnięciu tej sporej przestrzeni. Hao, Faust i Ren podjęli się zaś tematu zakupów i o dziwo w miarę spokojnie i cierpliwie stali w ogromnych kolejkach w co drugim sklepie.
W Wigilię zjawili się Horohoro, Pirika i Lyserg, którzy pomimo zmęczenia podróżą zgłosili gotowość do jakiejkolwiek pomocy, jeśli byłaby taka potrzeba, jednak reszta grzecznie podziękowała i nakazała gościom odpoczynek.

Następnego dnia rano Luani zaraz po przebudzeniu się wstała w bardzo wesołym nastroju. Wzięła z szafki przygotowanej wcześniej ubrania i poszła do łazienki, gdzie odświeżyła się przyjemnym prysznicem, a następnie ubrała swój świąteczny zestaw, na który składał się czerwony golfik z nadrukowaną na niego partyturą w złotym kolorze, czarne rurki również ze złotymi zdobieniami w postaci esów-floresów oraz czerwone baletki z kokardkami. Włosy zaplotła w bardzo długi kłos na bok, co zajęło jej sporo czasu, lecz efekt wart był zachodu. Nawet umalowała się delikatnie. Jak się później okazało, nie tylko blondynka bardzo się postarała, aby jak najlepiej wyglądać, bowiem każdy z wesołej gromadki ubrał się odświętnie. Chłopcy mieli na sobie koszule w różnych stonowanych kolorach i eleganckie spodnie, a dziewczęta śliczne sukienki, jedna piękniejsza od drugiej. Anna wybrała kolory pomarańczowy jako swój motyw przewodni, Tamara różowy, Pilika niebieski, Jun zielony, a Ningio, która też niebawem się zjawiła, wybrała białą sukienkę z ogromną ilością falbanek, koronek i innych ozdób.
Brakowało już tylko jednej osoby, a mianowicie Chocolove, który mówił wcześniej, iż zjawi się w okolicy dwunastej, a tu już zbliżała się nieuchronnie czternasta, jednak przyjaciele nie martwili się zbytnio – wiedzieli, że teraz przemieszczanie się po mieście nie należało do najłatwiejszych. W związku z tym, że zjedli śniadanie dość wcześnie, zaczynali być już głodni i chętnie przystąpiliby do obiadu, ale obiecali czekać... Oczywiście nie oznaczało to, że siedzieli jak na szpilkach wpatrując się w okna, bowiem śmiali się i żartowali w salonie. Luani i Roze poznały choć trochę Lyserga, który z początku nie mógł się przekonać w stu procentach do Hao, jednak teraz już rozmawiał ze wszystkimi na luzie.

- Hejo wszystkim! – zawołał głośno Choco wchodząc do domu Asakury, jednak odpowiedział mu tylko dobiegający z salonu głośny śmiech Yoh i krzyczącego z jakiegoś powodu Horohoro. Nie tracąc dobrego humoru, Mc Daniel odłożył torbę na bok z zamiarem odniesienia jej później do jakiegoś wolnego pokoju i rzucił na nią swoją brązową zimową kurtkę, a następnie udał się do salonu, gdzie przywitał się ponownie, tym razem słysząc już odpowiedzi radosne, bądź neutralne.
- Cześć. Jestem Luani – blondynka uśmiechnęła się delikatnie, a ciemnoskóry zachichotał głośno.
- Ja jestem Choco, ten zabawny, o czym z resztą na pewno wszyscy ci już mówili! – Luani tylko pokiwała głową, zerkając ukradkiem na Horohoro, który przewrócił akurat oczami.
- Szczerze mówiąc nic o twoim humorze nie słyszałam – wtrąciła Ningio, nim Jun zdołała zasłonić jej usta.
- Naprawdę? To czeka cię doskonała porcja świeżego humoru. Homar z miętą! – Nie wiedzieć skąd, Choco naprawdę wyciągnął homara na tacy obłożonego listkami mięty. – Rozumiecie? Humor/Homar! I mięta jako świeżość!
Przez chwilę nastała totalna cisza (a autorka się zdziwiła, że naprawdę coś takiego wymyśliła ^^”)
- O tak, Choco, teraz każdy już doskonale wie, jak beznadziejne są twoje żarty – oznajmił Ren jak gdyby nigdy nic, dopijając butelkę mleka. Mc Daniel trochę się naburmuszył, słysząc te słowa, odpowiedział kolejnym „żartem” (celowo w cudzysłowie), na co Ren i Horohoro niemal biedaka zaatakowali, jednak siostry na szczęście momentalnie ich powstrzymały.

Nareszcie przyszedł czas, by rozpocząć właściwe świętowanie, a konkretniej zabrać się do smakowicie wyglądającego jedzenia poprzedzonego długo trwającym składaniem sobie życzeń (dla niektórych może i nie było ku temu tradycyjnej okazji, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, by życzyć przyjaciołom zdrowia i szczęścia). Zbyt długo zajęłoby opisywanie kto kiedy do kogo podchodził i co dokładnie mówił, toteż można posłużyć się małą listą zarówno osób, jak i tego, co między innymi usłyszały (ale dużo osób wyszło…):
1.      Yoh: żebyś w końcu choć trochę spoważniał
2.      Anna: jesteś bardzo dobrą trenerką, ale może by tak czasami dać możliwość przeżycia twoich ćwiczeń?
3.      Hao: spełnienia marzeń (o ile nie zawierają się w słowach „zniszczyć ludzkość” – dodatek Horohoro&Choco, za co obojgu się oberwało)
4.      Tamara: więcej pewności siebie!
5.      Luani: częściej się uśmiechaj/ Wesołych Świąt! Dużo zdrowia i radości! (to mówili Choco i Lyserg, bowiem wcześniej nie znali Mahare)
6.      Ren: ty czubie! Rozpuść choć trochę ten lód w swoich żyłach!
7.      Jun: nie zmieniaj się!
8.      Horohoro: Śnieżna Czapko, znormalniej. Bo jak nie, to cię zaatakuję swoim Guan-Dao!
9.      Pirika: spełnienia marzeń!
10.  Choco: by choć jeden opowiedziany przez ciebie żart był naprawdę śmieszny.
11.  Lyserg: wszystkiego dobrego! (tak, brak pomysłów na ciekawe życzenia dla niego)
12.  Ryu: wspaniałej fryzury bez dużego wysiłku oraz żeby nikt ci już jej nie zniszczył
13.  Faust: dużo zdrowia. Nawet bardzo.
14.  Manta: żebyś był choć trochę wyższy
15.  Roze: żebyś już nie była taką snobką! (na te słowa Roze rzuciła babeczką w Luani, ale ta zdążyła się uchylić i ciastko trafiło Annę prosto w twarz. Kyoyama odwdzięczyła się rzutem galaretką, która zamiast Roze trafiła Horohoro i w ten sposób wyniknęła mała bitwa na jedzenie)

W pewnym momencie szamani raptownie ruszyli się z miejsc do swoich pokojów (Choco biedny na korytarz xD), a gdy wrócili do salonu, zanim usiedli na swoich miejscach, podrzucili małą stertę upominków pod bambusa ozdobionego lampkami (swoją drogą chciałabym to zobaczyć ^^), jednak rozpakowywanie prezentów miało nastąpić dopiero po jedzonku. 
- A kto przygotował te ciasteczka? – Zapytał Yoh wskazując wypieki z kandyzowaną skórką pomarańczową. – Są naprawdę pyszne!
- Anna, mistrzu Yoh – poinformował Ryu, a widząc miny tej dwójki zaczął się głośno śmiać.
- Nie sądziłem, że ty… Łał! – Asakura wstał i podszedł do Kyoyamy, którą mocno przytulił, a która najpierw uśmiechnęła się wzruszona, jednak zaraz przybrała kamienną twarz i odepchnęła od siebie chłopaka.
- Czyżbyś nie wierzył w moje zdolności? Za to czeka cię dwadzieścia kilometrów biegu i seria przysiady-pompki-skakanka – poinformowała blondynka, a Yoh zrobił minę zbolałego szczeniaka.
- Ale… Ale jak to? Anno, są święta!
- No właśnie, daj mu trochę luzu – poparł przyjaciela niebieskowłosy, a Hao i Choco pokiwali głowami na znak, że zgadzają się z szamanem z północy.
- Wasza trójka do niego dołączy. Ktoś jeszcze chce? Ale dobrze, znajcie moje dobre serce, pozwalam wam wykonać tę karę dopiero jutro…
- Tak!
- … bo dzisiaj pozmywacie naczynia po tym jakże smacznym obiedzie. – Dokończyła zadowolona Anna, czego nie można powiedzieć o nastrojach chłopców. No cóż, czego mogli się spodziewać zadzierając z Kyoyamą?

Rozmowy ciągnęły się do bardzo późnych godzin wieczornych. Biedacy obciążeni posprzątaniem po obiedzie mogli na szczęście liczyć na pomoc Piriki i Luani, które doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że jeśli zostawiłyby szamanów same, mogłyby potem nie mieć możliwości nawet nastawienia wody na herbatę, gdyż kuchnia wymagałaby gruntownego remontu.
- Te talerze są już ostatnie. Nawet nie trwało to tak długo jak myślałam – uśmiechnęła się lawendooka.
Hao odebrał od niej naczynia i zabrał się za ich czyszczenie, a w tym czasie jego brat i Horohoro wycierali szklanki i przekazywali je Choco i Pirice, by tamci mogli je odłożyć w odpowiednim miejscu.
- Teraz doskonałym zwieńczeniem dnia byłaby przyjemna kąpiel – westchnął cicho starszy Asakura przeciągając się leniwie.
- Reszta pomyślała o tym samym. Jun pytała, kiedy skończymy i z Luani do nich dołączymy – poinformowała Pirika, na co jej brat wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu.
- To może i ja bym do was dołączył? Pewnie beze mnie będziecie się czuły takie samotne i… Ej, siostra! To był żart, nie musisz od razu mnie bić! I tak, tak, wiem, że są dwa baseny!
- Kretyn – podsumowali go krótko bracia, a Luani nie mogła się z ich opinią nie zgodzić.
Gdy tylko ostatni talerz wylądował na swoim miejscu, przyjaciele dołączyli do reszty szamanów relaksujących się w najlepsze w ciepłej wodzie, a później wszyscy poszli spać do swoich pokoi, wspominając mile kończący się właśnie dzień. Większość z nich jednak nie odpłynęła do krainy Morfeusza od razu, bowiem wcześniej przejrzeli i pobawili się prezentami, które otrzymali.


*
Jedna osoba siedziała w pokoju, gdzie jedynym źródłem światła były dwie świeczki nadające lekki półmrok, które były jednak na tyle niewystarczające, że nie można było rozpoznać twarzy ów człowieka tu siedzącego na ciężkim fotelu ze skórzanym obiciem, który wykazywał się na zewnątrz ogromną siłą spokoju. Jedynym znakiem, że się nad czymś zastanawiał i być może trochę denerwował były jego ręce wystukujące palcami jakiś rytm.
- Przedstawienie czas wznowić. Czas na drugi akt. Tylko jak go zatytułować?  Może Klatka upleciona z więzów krwi? Hmm… Tak, ta nazwa pasuje idealnie. Ale poczekam jeszcze kilka dni, niech się nacieszą swoim towarzystwem…



__________________________________________________________________________
Ohayo!
Napisałam nowy rozdział już jakiś czas temu, ale doszłam do wniosku, że po pierwsze: nie mogę pisać samych wydarzeń, w których jedna akcja goni drugą, a po drugie: kilka razy umieszczałam tekst "kilka tygodni później", co jakby nie patrzeć od września musiało już przejść w grudzień, a bardzo chciałam opisać święta. Dlatego też napisałam rozdział od nowa, wykorzystując jednak kilka rzeczy ze starej wersji.
Nie mogę uwierzyć, że już lipiec minął! Ale na szczęście jeszcze sierpień, który zapowiada się ciekawie: teraz w środę urodziny (a za rok osiemnastka...), potem wyjazd z chórem do Macedonii na konkurs.

Dziękuję tym, którzy czytają i komentują - to daje naprawdę niezwykłego kopa mojej wenie, żeby zabrała się do pracy :D

Pozdrawiam~

3 komentarze:

  1. Ha! Pierwsza xD...Notka ciekawa. Nawet podejrzewam kto tak stukał w fotel xD. Hmm...Anna jak zawsze miła i kochana dla wszystkich >.<...Ubóstwiam ją. Kocham Hao i Rena...Ee, ja wszystkich kocham xD. Notka świetna. Proszę o dalsze informowanie mnie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. jej, fajny rozdzialik:) taki... wesołogromadkowy:D uwielbiam tych wariatów^^ choć w pierwszej części królował raczej Ren i jego głupota...XD no tak, typowy facet... z prawdziwą chorobą za nic nie pójdzie do lekarza, ale zwykłe przeziębienie robi z niego roślinę... Ren ma szczęście, że ma go kto pilnować^^'
    podobały mi się święta:) może tylko wolałąbym nieco więcej o bliźniakach, no ale cóż, maniaczki pod tym względem nigdy nie zadowoliszXD a tak poza tym... żartówki Choco są the best!;D
    rozdział się podobał:) taki... sympatyczny:) buziaczki i czekam na next:)
    i spóźnione wszystkiego najlepszego z okazji urodzin:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek idealnie przedstawił relacje starsza siostra i młodszy brat. Oj Ren ma do Jun cierpliwość, aż zaskoczona jestem że tyle wytrzymał ;)
    Mam nadzieje że Yoh się nie zadręczał bo przecież Ren`a sie nie przekona aby się nie męczył. I w ogóle współczuje im z tą nieobecnością. Co racja to racja- przeziębienia nie trwa tyle czasu no a usprawiedliwienia ze szpitala też nie mają.
    Święta :D sprawnie opisałaś życzenia ;) brawo Anna! Kocham jej stanowczość i tą wredotowatość :D Trening sam sie nie zrobi ;)
    Groźna ta nazwa drugiego aktu wiesz? Ale co to za historia bez akcji ;P pozdrawiam :) paaa :*

    OdpowiedzUsuń