Oto wersja, której jeszcze nie zobaczyła Hotaru. Teraz jednak wyjeżdżam na weekend, a chciałam jak najszybciej pochwalić się tekstem, toteż wszelkie poprawki będą umieszczonę w niedzielę wieczorem. Ten rozdział to praktycznie same dialogi, ale czasem i rozmowa jest potrzebna, by móc pójść dalej, prawda?
_____________________________________________________________________________
Ren leżał w łóżku jeszcze przez
kilka dni kompletnie bez sił, dużo spał, coś zjadł i porozmawiał chwilę z
Luani, a potem znowu zasypiał. Nawet wtedy, gdy nie mógł się praktycznie
ruszać, chciał na siłę wstawać i ćwiczyć, by pokazać, że choroba mu niestraszna,
jednak blondynka wyraźnie zakazała poruszania się w innym celu niż pójście do
łazienki, bo „nie miała najmniejszej ochoty go nigdzie nosić, jakby nagle
zemdlał na środku salonu”, więc miodooki próbował skupić się na czymś innym,
chociażby czytaniu książek. Dziewczyna robiła wszystko, co tylko była w stanie,
by pomóc przyjacielowi, choć najwięcej zależało od niego samego, wytrzymałości
jego ciała i tego, jak mocną miał psychikę. Na szczęście minęło już najgorsze i
teraz należało tylko poczekać na wyraźną poprawę i szybki powrót do zdrowia, a
ten już zbliżał się wielkimi krokami. Lawendooka nie potrafiła jednak w pełni
się tym cieszyć, była bowiem jeszcze jedna rzecz, która ogromnie ją niepokoiła:
akcja z nożem sprzed kilku dni. Co prawda była wywołana przez chorobę, lecz
powody były jak najbardziej prawdziwe, co oznaczało, że cała pomoc w ucieczce
była planem, a ona wciąż grała w nim niewielką rolę, która miała się niebawem
skończyć. Bolało ją też to, że skoro Yoh jest dobrym przyjacielem Rena, musiał
o wszystkim wiedzieć, lecz nie reagował na to. Nie odezwał się w ogóle, a tylko
pozwolił, by kilka ostatnich miesięcy upłynęło w pozornym spokoju. Nagle stały
się jasne uśmiechy i pomaganie w codziennych sprawach – brały się ze
współczucia dla dziewczyny, na którą ktoś wydał wyrok śmierci.
„Możesz teraz łatwo zabić Rena,
każdy powie, że nie przetrzymał choroby. Pokręcisz się parę dni i uciekniesz,
nie pozwalając, by znowu cię złapali” – zaproponowała rankiem Amira, gdy tylko
upewniła się, że Tao śpi, a Basona nie ma w pobliżu. Luani wtedy od razu się
nie zgodziła, ale teraz, w chwili napływu wszelkich wątpliwości, nie dało się i
o tym nie pomyśleć, mimo że oznaczałoby to naprawdę straszliwy czyn, którego do
niedawna nie byłaby w stanie dokonać. Lawendooka postanowiła jednak ostatecznie,
że pomoże Tao jak najlepiej, a potem się zobaczy. Niby chłopak powiedział, że
będzie z nią działać, ale niczego nie mogła być pewna, jednak nie można było
też przejść obok tych słów obojętnie. Nie miało sensu próbowanie pokonania go w
walce i w ten sposób przekonania o swojej sile – był silniejszym szamanem, nie
mogła też być w stanie gotowości przez całą dobę bez przerwy przez niewiadomo
jaką ilość dni. Pomysł ucieczki też nie podobał się jej za bardzo, postanowiła
zrealizować tę ewentualność w momencie, gdy już nie będzie miała innego
wyjścia.
Wieczorem gorączka Rena trochę
się podniosła. Dziewczyna całą noc siedziała przy nim, zmieniała okłady,
starała się z nim rozmawiać, przeczytała kilka wierszy po francusku, a następnie
tłumaczyła je na japoński.
Rankiem Tao obudził się już
znacznie silniejszy, temperatura też nie dokuczała mu już tak bardzo. Zobaczył Luani śpiącą, opartą ramionami i
głową na łóżku. Chłopak podniósł się powoli, nie chcąc jej obudzić oraz nie
bardzo wiedząc, jaki zasób sił odczuwa. Nie sądził jednak, że jest aż tak źle. Wchodząc
do łazienki opierał się o ściany, by się przypadkiem nie przewrócić, a gdy
spojrzał na swoje odbicie w lustrze, prawdziwie się wystraszył. Podczas
Turnieju w najcięższych chwilach chyba nie wyglądał choć w połowie tak jak
teraz! Po prysznicu poczuł się na szczęście trochę lepiej, a już szczególnie
wtedy, gdy mógł przebrać się w swój czarno-czerwony strój codzienny. Poczłapał
powoli do kuchni, nastawił wodę na herbatę, a potem usiadł na krześle przy
stoliku.
- Bason, jesteś tu gdzieś? –
zapytał cicho. Duch wojownika pojawił się tuż obok, a skinienie głową i ledwie
widoczny uśmiech oznaczały jedno: Ren znowu widział duchy!
- Panicz Ren! Jak to dobrze
widzieć, że wraca panicz do zdrowia!
- Bason, nie drzyj się. Luani
śpi. Zresztą to chyba oczywiste, że wyzdrowiałem. W końcu byle jaka choroba nie
jest w stanie mnie pokonać. – Zamyślił się przez chwilę. – Ona wszystkiego się
dowiedziała, wie, co muszę zrobić…
- Ale panicz wtedy źle się czuł,
panienka Mahare na pewno zrzuci to na chorobę…
Spojrzenie młodzieńca momentalnie
uciszyło ducha. Chłopak wstał, zalał dwie
herbaty wrzątkiem i obserwował, jak woda stosunkowo zmienia barwę na
bursztynową.
- Kogo jak kogo, ale jej z tym
nie oszukam. – Wyrzucił torebki, zaniósł napoje na stolik, a następnie usiadł
przy nim. – Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ten stan przypomina zażycie
serum prawdy. Powiesz wszystko, nawet największe sekrety, mimo że bardzo nie
chcesz, a przy tym będziesz wszystko pamiętać, co jest podwójną torturą… Gdyby
była to odwrotna sytuacja, zabiłbym ją od razu, bo zanim znaleźliby kogoś
nowego, minęłoby chociaż kilka dni, a w tym czasie byłbym już daleko stąd.
Dlaczego więc ona…?
- Dlaczego wciąż oboje tu
jesteśmy? – Ren odwrócił się w stronę drzwi i zobaczył lawendooką opierającą
się plecami o ścianę przy wejściu. Zganił się mentalnie za to, że dopuścił do
takiej sytuacji.
- To chyba oczywiste – wtrąciła
się Amira, która pojawiła się nagle przy szamanach. – Za uratowanie życia
należy się jakaś zapłata, chociażby danie spokoju ratującemu.
- Amiro, dziękuję ci bardzo za te
nagłe i bardzo krótkie odwiedziny. Teraz jednak możesz razem z Basonem udać się
do Yoh i reszty grupy i powiedzieć, że z Renem już lepiej – oznajmiła spokojnie
blondynka, choć wewnętrznie chciałaby coś jeszcze powiedzieć, wypominając
naruszanie prywatności.
Oba duchy posłusznie opuściły mieszkanie, a
wtedy nastolatka dosiadła się do miodookiego i upiła kilka małych łyków
herbaty. Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało. Ren uparcie wpatrywał się
w swój kubek, a Mahare bawiła się łańcuszkiem. W końcu to ona przerwała ciszę:
- Do wczorajszego poranka w ogóle
nie pomyślałam o tym, by coś ci zrobić. To po prostu nie w moim stylu. Kryształ
dostałam między innymi po to, by leczyć, nie krzywdzić ludzi, przynajmniej tak
go chcę używać.
- A co się wczoraj stało? –
zapytał, raczej z ciekawości chłopak.
- Amira… - westchnęła –
powiedzmy, że trafiła z pewną propozycją działań w momencie, gdy chyba
najbardziej bałam się o moje zdrowie i życie. Nie zgodziłam się, między innymi
dlatego, że sam powiedziałeś, że chcesz, żebyśmy teraz działali razem. I oboje
wiemy, że nie kłamałeś.
- Zgadza się, nie kłamałem.
Jesteś beznadziejna w szamaństwie, pokonałbym się w kilka sekund – Luani
uniosła brwi, nie odezwała się jednak – ale chyba cię polubiłem, przynajmniej
na tyle, że na razie zaprzestanę wykonywania zadania, które zostało mi
wyznaczone.
- Czyżby to zadanie brzmiało:
„uratuj, poznaj, dowiedz się czegoś, zabij”? Tamci goście mogliby się bardziej
postarać. Nic im nie mówiłam tyle czasu, a oni nadal sądzą, że się czegoś
dowiedzą – westchnęła cicho. Ren nie odpowiadał, bo i nie czuł takiej potrzeby.
Sam przecież się do niczego na ochotnika nie zgłaszał, to jego ojciec uważał,
że nikt inny nie poradzi sobie lepiej od niego. On sam jednak nie był już tego
taki pewien. Przed Turniejem i na samym jego początku był okrutny, zabicie
Chroma nie ruszyło go w ogóle, przynajmniej wtedy, podobnie treningi ojca.
Teraz jednak… Luani była po prostu dobrą dziewczyną, która naprawdę przejęła
się tym, co się z nim dzieje. Uśmiechnął się lekko, utwierdzając się w
przekonaniu, że współpraca z Mahare będzie czymś bardzo pozytywnym.
- Ren… Czy mogę coś zrobić?
- A co takiego? – zapytał
niepewnie. Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się promiennie i przytuliła do
zaskoczonego miodookiego, który nawet jej nie odepchnął od razu, a dopiero po
kilkunastu sekundach.
- Właśnie to. Cieszę się, że już
z tobą lepiej!
- Tak, tak, dziękuję bardzo za
opiekę i serwowanie niedobrego jedzenia – prychnął, udając tylko postawę
podobną do kamienia.
- Nie moja wina, że nigdy nie
uczyłam się gotować – broniła się blondynka. – W domu miałam służbę, a jedyne,
co umiałam przygotować to kanapki i naleśniki. Teraz gotuje z reguły Yoh lub
Ryu, jak się akurat zjawi, a ja się tylko przyglądam. Myślę jednak, że dało się
zjeść i się najeść, wiec nie mogło być aż tak źle.
- W sumie i tak było mi obojętne,
czy coś zjem czy nie – mruknął, widząc, że nie należy się jej czepiać, w końcu
się starała. Odrzucił włosy z ramion do tyłu, uświadamiając sobie okrutną
prawdę: zaraz po prysznicu nie ułożył ich w czub!
- Zostaw je tak, chociaż na
dzisiaj – powiedziała spokojnie, zauważając jego zachowanie. - Już cię
zobaczyłam w tej fryzurze, a nikt inny tu na razie nie przyjdzie.
- Ale muszę je mieć podpięte,
inaczej to nie jestem ja w stu procentach – oburzył się chłopak. Blondynka
podniosła się, podeszła do niego, a następnie szybko zawiązała włosy w kucyk
gumką, którą miała założoną na nadgarstku. – W kitce wyglądam jak jakaś
lalunia!
- Hao czasem upina włosy w kucyk
– zauważyła Luani.
- No właśnie!
- Ren, teraz to cię powinnam
trzasnąć, chociażby z obowiązku -
mruknęła.
- Dlaczego niby? – zdziwił się
chłopak. Według niego dziewczyna zareagowała trochę zbyt mocno, szczególnie jak
na jej charakter.
- Przypomnę ci, że jeszcze do
niedawna był dla mnie Mistrzem Hao. To, że kazał mi mówić do siebie tylko po
imieniu, nie oznacza, że mniej go szanuję, a tym bardziej pozwolę wyrażać się o
nim w taki sposób jak ty.
Szamani sprzeczali się przez
chwilę. Ren stwierdził, że mistrzem był Hao tysiąc lat wcześniej, ewentualnie
dla niektórych złych szamanów w czasie Turnieju. Luani zaś upierała się, że
Asakura mistrzem będzie zawsze. W końcu prawdziwy Hao się uwolnił i teraz był
dobrym człowiekiem. Nie mogła też się pogodzić z zarzutami o wyjątkowym
okrucieństwie.
- Hao był zawsze jedną z
najlepszych osób, jakie do tej pory spotkałam. Kiedyś uczył mnie trochę
szamaństwa…
- Bo chciał sprawdzić, czy tak
słaba szamanka jak ty poradzi sobie z najprostszymi zadaniami – wtrącił sucho
chłopak.
- Wierzył we mnie, stwierdził, że
kryje się we mnie ogromna siła, że będę Królową Szamanów, nauczył chociaż
podstaw przy opanowaniu Gwiazdy Jedności, najlepiej radzę sobie z wodą! Och,
Mon Dieu! – Otworzyła szeroko oczy i zakryła usta dłońmi, zdając sobie sprawę z
tego, co właśnie powiedziała. Ren też był zaszokowany, tak bardzo, że nie od
razu postarał się przywrócić kamienną, spokojną twarz. Przyglądali się sobie
przez chwilę, myśląc gorączkowo, jak powinni się teraz zachować. Tao uświadomił
sobie nagle kilka rzeczy, które podejrzewał już wcześniej, choć chyba nie
bardzo chciał by okazały się prawdziwe: Mahare było nazwiskiem, które oznaczało
ogromną siłę szamańską, różne sekrety. Hao zawsze zainteresowany był mocą i
potężnymi ludźmi, współpracował z rodziną Luani, choć jak oboje, sama Luani i
Hao, stwierdzili, klan Mahare służył radą, ale nie popierał agresji. Skoro
okazał aż takie zainteresowanie lawendooką, rzeczywiście musiał się w niej kryć
ogromny potencjał, zaczęła opanowywać Gwiazdę Jedności, chyba jedną z
najtrudniejszych technik, których on w ogóle nie zrozumiał, gdy chciał chociaż
spróbować w tajemnicy. Przypomniał sobie pierwszą walkę, gdy Luani broniła
Asakurę: użyła wtedy dziwnych talizmanów, silnych na tyle, by unieruchomić jego
ciało, ale i Basona, zresztą Horohoro i Corey też. Gdy była mała, zachorowała
na to samo co teraz on sam i udało jej się przeżyć! Naprawdę nie doceniał tej
dziewczyny. Gdyby faktycznie doszło do prawdziwej walki, jej zwycięzca musiałby
się ogromnie natrudzić i nie aż takie pewne jest, że to właśnie Ren by
tryumfował. Chłopak westchnął głośno:
- To ja się nie dziwię, że wśród
osób, które cię przetrzymywały były Wyrzutki – powiedział już spokojnie. Po
minie Luani domyślił się, że ona nie zrozumiała, o co mu chodziło. – W czasie
Turnieju chcieli zniszczyć Hao i jego wspólników. Tłumaczyli się chęcią
niesienia sprawiedliwości, ale jak dla mnie była to czcza gadanina mająca być
wytłumaczeniem dla zbrodni, które sami popełniali. Twoją rodzinę musieli
znaleźć już wcześniej.
- Tylko skąd oni dowiedzieli się,
że nas coś łączyło? Nikt na pewno nic nie mówił, bo by sobie tylko narobił
problemów, a i Hao przyznał, że specjalnie zerwał kontakty, by oszczędzić
problemów obu stronom. – Już nawet nie zastanawiała się, że posądzono jej
rodzinę o ścisłą współpracę z Asakurą. Domyśliła się, że jeśli ktoś odkrył
kontakt, nie zastanawiał się już, jaki ma on charakter. Ren milczał, skrzyżował
tylko ramiona i oparł się plecami o ścianę.
- Nie możesz nikomu powiedzieć o
tym, czego się dowiedziałeś – oznajmiła twardo i wyszła z udawaną pewnością do
salonu. Oklapła ciężko na sofę, mrucząc pod nosem, jaką jest idiotką, skoro
lata więzienia nic nie dały, a w czasie głupiej kłótni wyjawiła jeden z
największych sekretów dotyczących jej życia.
~ Ale się porobiło, co? –
zagadnęła Malkia, gdy wyskoczyła z kryształu. Dziewczyna nie wysiliła się, by
odpowiedzieć bardziej twórczo niż „mhmm”. Nawet nie obróciła głowy w jej
kierunku. ~ Jesteś jednak lwem, którego cechuje odwaga. Wierzę, że wykażesz się
dzielnością także i teraz. – Z tymi słowami zniknęła w wisiorku. A zaraz potem
w salonie zjawił się Tao, który poszedł do pokoju i zaraz wrócił z niego z
ręcznikiem zawieszonym na karku.
- Wybierasz się gdzieś? –
zagadnęła nastolatka, a chłopak odwrócił się ku niej.
- Tak, muszę to wszystko
przemyśleć. A najlepiej myśli się podczas wysiłku, więc chcę poćwiczyć i przy
okazji jak najszybciej wrócić do pełni sił.
- Nie tak szybko, kowboju. –
Podbiegła do niego i złapała za rękę. – Tak ci tylko przypomnę, na wypadek
gdybyś zapomniał, że właśnie przeszedłeś bardzo ciężką chorobę, która powaliła
niejednego dobrego szamana. – Ren chciał odpowiedzieć, jednak blondynka mu nie
pozwoliła: - Jeśli będzie trzeba, nawet przywiążę cię do łóżka i z chęcią będę
siedziała tuż obok, by dopilnować, abyś odpoczywał tak, jak się należy.
- Nie dasz rady mnie zatrzymać –
oznajmił pewnie i zrobił krok w kierunku wyjścia, jednak Luani go nie puściła.
Przeciwnie: podbiegła dwa kroki i przytuliła się mocno do niego, nie chcąc się
puścić.
- Mogę tak cały dzień, dopóki nie
stwierdzisz, że jednak chcesz odpocząć.
W związku z tym, iż żadne nie
chciało odpuścić, stali tak przytuleni do siebie przez kilka minut, zakładając
się o to, kto pierwszy zgodzi się z wolą drugiego. Zachowywali się tak głośno,
że nawet nie usłyszeli otwieranych drzwi do mieszkania.
- Och, co ja widzę? – Szamani
odwrócili się gwałtownie. W wejściu stała Jun, która, nie wiedzieć dlaczego,
uśmiechała się od ucha do ucha i to chyba tylko po części było spowodowane
powrotem młodego Tao do zdrowia. – Ren, trzeba było powiedzieć, że Luani nie
jest już tylko koleżanką. Mój mały braciszek tak szybko dorasta…
Odskoczyli od siebie gwałtownie,
kompletnie zapominając o wcześniejszym sporze. I nie wiadomo było, kto jest
bardziej różowy na twarzy: Luani czy Ren.
- No, to nie tak jak myślisz,
Jun… - mówiła cicho blondynka, podziwiając usilnie wzory na podłodze. Nagle
straciła całą pewność siebie, którą jeszcze przed chwilą okazywała. – Ten
matoł, znaczy twój brat, myśli, że od razu może wrócić do ćwiczeń, a ja się z
tym nie zgadzam i kazałam mu jeszcze odpoczywać i on nie słuchał…
Jun roześmiała się głośno.
Podbiegła do obojga i przytuliła się do nich, ciesząc się, że ich widzi.
Opowiadała, jak minęło jej kilka ostatnich dni, gdy wraz z Anną oglądały
seriale telewizyjne, zajadały lody, bądź też czasem trochę podglądały, jak
sobie radzi Luani. Pochwaliła ją ogromnie i wyściskała ponownie dwójkę chyba tysiąc
razy.
Rozdział bardzo mi się spodobał. Oczywiście, opłacało Ci się trochę ponaprzykrzać ^^
OdpowiedzUsuńSzczerze, to w mojej głowie rodziły się dziesiątki wersji tego rozdziału, ale żadna nie była trafna. Na początku myślałem, że Mahare ucieknie. Potem, że zamknie się w sobie i będzie głucha na starania młodego Tao. Potem wpadło mi do głowy, że spróbuję go zabić, ale w ostatnim momencie stchórzy, a no i była wersja, w której Lunai również spróbuję go zabić, ale Ren momentalnie otworzy oczy, wykręci jej rękę, i przygwoździ ją do łóżka, szepcząc jej okropne rzeczy, za czasów spotkania Yoh, I w takiej dziwnej dwuznacznej pozie znajdzie ich Jun. Oczywiście była taka scenka, ciut inna, od moich założeń, ale była ^^ Co teraz Jun, pomyśli sobie o swoim młodszym braciszku. No i na pewno wszyscy się o tym dowiedzą. O, już widzę tę minę Hao O.o To się im dostanie.
Mahare opanowała fragment Gwiazdy Jednści. Ciekawe, ciekawe. Boże, tyle lat to ukrywałe, a wystarczyła jedna kłótnia z młodym Tao i po ptokach. Jak to się mawia. W tym wypadku: Woda/Herbata się rozlała. I trzeba się drzeć "Pani Woźna!". Dobra poniosło mnie.
Na błędy nie patrzyłem, choć kilka się ich trafiło, ale jeszcze jak pisałem z tobą na GG, powiedziałaś, że będzie to wersja bez betowania. Dobra, zakończmy teraz mój nie nie wnoszący monolog.
Czekam na nn.
Pozdrawiam ^^
oj tak, Ren to matoł czasamiXD ale w sumie chyba jak każdy facet... "Ależ oczywiście, że jestem twardy, wcale nie boję się choroby" - a jak przychodzi co do czego, to gorzej jak z dzieckiem^^''
OdpowiedzUsuńale dobrze, że odbyli tę rozmowę:) i że Luani zdecydowała się zostać:) może i Ren miał mroczną przeszłość, ale teraz porządny chłopak z niego i nie wierzę, że byłby w stanie wypełnić polecenie ojca;)
i widzę, że są kwita - Ren się wygadał o swojej "misji", Luani o swoich skrywanych umiejętnościach^^'
hah, Jun jak zwykle w samą poręXD już widzę ten znaczący uśmiech na jej twarzyXD
rozdział się podobał:) buziaczki i czekam na next:)
słodko słodko i jeszcze raz słoodkoo *.* tulenie się do Ren`a hehe odważna dziołcha :D i coś czuje że jemu to się podoba, skoro jej nie zrzuca z siebie ;P sądząc po jego stanie psychicznym i dogadywaniu Luani jest zdrowy :D a tam niech se chłopak troszkę poćwiczy :D w końcu sport to zdrowie ;P
OdpowiedzUsuńwiesz co mnie zastanawia? te wiersze które Luani czytała Ren`owi, wątpię że była to romantyczna poezja, myślę że coś bardziej w stylu " Moje serce jest z kamienia, a w żyłach płynie lód" :D inaczej to Ren by ja tam pociął chyba ;p książeczkę w sensie nie Luani ;p
Wspaniała Jun jak zwykle idealny moment :D ona już ich przypilnuje!
Dziękuje za komentarz u siebie :D pozdrawiam i czekam na kolejną część :D paa ;)
Eh, Ren jest rozbrajający. ;) Dobry rozdział. ^^
OdpowiedzUsuńInformuję, że na http://sk-spis.blogspot.com/ został wpisany Twój blog. :) Przepraszam, że tak długo czekałaś.
Pozdrawiam!
Nowa notka na http://shaman-no-sekai.bloog.pl/ Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńOhayo!! Jestem nowa na tym blogu *w*...Tiaa...Cóż, wracając do notki xD... W ogóle to do całego bloga xD...Jest świetny! Po prostu genialny! Ta końcowa scena normalnie padłam xD..ekhem... więc tego,yy, cóż, prosiła bym cię o informowanie o kolejnych notkach na http://kuro-akumu-megumi.blogspot.com/ ...Gorąco zapraszam również do czytania ;)
OdpowiedzUsuń