sobota, 4 maja 2013

2.8 Choroba


Yoh już dobrą chwilę rozmawiał z Jun przez telefon. Annie, która siedziała niedaleko i piła zieloną herbatę, nie bardzo podobało się, że jej narzeczony zgadzał się na coś, nawet jej o to nie pytając. Gdy chłopak odłożył słuchawkę i dosiadł się do niej, chciała coś powiedzieć na ten temat, ale wystarczyło jedno spojrzenie na strapioną i podenerwowaną twarz nastolatka, by wiedzieć, że nie może tak postąpić, przynajmniej nie wprost. Nie zastanawiając się dłużej, usiadła na jego kolanach, przytuliła się i pocałowała go w policzek. Asakura zdziwił się ogromnie na te czułości, ale nie odsunął od siebie narzeczonej, wręcz przeciwnie. Chwycił kosmyk jej blond włosów i bawił się nim, pomasował też dziewczynę po plecach. Anna podniosła głowę do góry i westchnęła cicho.
- Mmm, przyjemnie… A co się stało Jun? – zapytała niby przy okazji.
- Spytała, czy może tu posiedzieć kilka dni, bo Ren jest chory, a Luani zaoferowała się, że posiedzi tam i zaopiekuje się nim.
- Jasne, niech przyjeżdża… - zastanowiła się chwilę. – Trochę to dziwne, nie?
- Co niby?
- Żeby Jun zostawiła swojego młodszego brata z obcą osobą… Zresztą Ren nie poddałby się przeziębieniu. Wykłócałby się, że nic mu nie jest, pewnie nawet ćwiczyłby więcej, by w ten sposób szybciej wrócić do zdrowia. Chyba po coś pije litry mleka
- Pewnie podłapał coś cięższego, na co nawet mleko nie pomogło – oparł podbródek jej ramię.
- Ja tam myślę, że marudzi  tak, jak zazwyczaj chorzy chłopcy, którzy są wtedy gorsi niż dzieci. Jun nie mogła już wytrzymać i postanowiła zrobić sobie wolne, a biedna Luani jeszcze nie wie co ją czeka…
- O czym ty mówisz? – zdziwił się szatyn. Musiał bardzo się powstrzymywać, by nie zrzucić z siebie Kyoyamy. Ta zreflektowała się szybko, co powiedziała, choć według niej było to tylko stwierdzenie faktu. Odwróciła się całkiem do narzeczonego i pocałowała krótko.
- O niczym, naprawdę o niczym – pocałowała go ponownie, tym razem przytulając się również do niego.
W tym momencie do pomieszczenia weszli Tamara i Hao. Dziewczyna zarumieniła się ogromnie, spuściła wzrok na podłogę i czmychnęła z powrotem do salonu. Starszy Asakura postanowił sobie jednak zażartować. Zakrył oczy dłońmi, jednocześnie podglądając przez palce.
- Aa! Cukier, jaki cukier! – zawołał, na co Anna odsunęła się tak gwałtownie, że spadłaby na ziemię, gdyby Yoh jej nie przytrzymał. Policzki miała w kolorze maliny, była chyba bardziej zarumieniona niż wcześniej Tamara i rzuciła się na długowłosego z zamiarem wywalenia go z pokoju, jednak on zręcznie się odsunął. Yoh natomiast szczerzył się głupio, nie wiedząc jak powinien się zachować. Jego brat opuścił ręce wzdłuż ciała i przyglądał się obojgu z wyrzutem, w duszy jednak trząsł się ze śmiechu, widząc ich miny i zachowanie.
- Znajdźcie sobie jakieś prywatne miejsce i tam okazujcie sobie uczucia, na przykład…
- Jakby nie było, cały ten dom jest naszą prywatną własnością – wtrącił krótkowłosy, na co jednak starszy Asakura nie zwrócił uwagi.
- … na przykład u ciebie czy Anny w pokoju… Chociaż nie, chwila! Tam was nikt nie upilnuje, a ja nie chcę być tak szybko wujkiem! Jeszcze nie zdążyłem się wystarczająco nacieszyć wolnym życiem!
Na te słowa trudno powiedzieć, kto stał się bardziej czerwony na twarzy- Anna czy Yoh. Chłopak podniósł się od razu, by być na równi z bratem. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszeli otwierane drzwi wejściowe. „Nareszcie wróciła” pomyślał Hao, lecz jakież było jego zdziwienie, kiedy po chwili zamiast Luani zobaczył Jun.
- Cześć wam! Dawno się nie widzieliśmy – uśmiechnęła się delikatnie, a widząc twarze Yoh i Anny zaśmiała się głośno: - Co wy tacy różowi? Stało się coś?
- Ja ich… - zaczął długowłosy, ale wystarczyło jedno spojrzenie brata, by go uciszyć. Chłopak westchnął cicho i zapytał o coś innego: - Co ty tu robisz? Myślałem, że to Luani wróci do domu, nie ty.
Zielonowłosa zerknęła zdziwiona na Yoh.
- Nie powiedziałeś mu?
- Nie miałem okazji… Chodźmy do salonu, tam wszystko ustalimy.
- Tylko najpierw, Yoh, zanieś rzeczy Jun do pokoju Luani i przygotuj go szybko – rozkazała Anna. – Ty już mniej więcej wiesz o co chodzi, więc nie zaszkodzi, jeśli coś cię ominie.
- Tak jest – w tym momencie krótkowłosy poczuł dziwną radość z tego, że blondynka tak szybko wróciła do zwyczajnej wersji siebie. Chwycił torbę zielonowłosej i zaniósł ją na górę. Jedyne, co zrobił w pokoju, to zmienił pościel i otworzył okno, by przewietrzyć pokój. Luani bowiem regularnie, może nawet zbyt regularnie, czyściła wszystko i układała w idealnym porządku. Chłopak pomyślał, że spowodowane to było najprawdopodobniej ostatnimi latami jej życia.
Wszedł do salonu w chwili, gdy Jun wspominała o tym, że Ren podłapał coś poważnego, bo w ogóle nie wstaje z łóżka, co jest naprawdę dziwne.
- … Luani weszła na chwilę do niego, a gdy wróciła do mnie, powiedziała, że mam za pięć minut wyjść z mieszkania i jechać do was.
- Oryginalne żądanie, nie ma co – zauważył Hao.  – Coś jeszcze powiedziała?
- No… - dziewczyna spuściła głowę i zaczęła szlochać, a łzy skapywały na jej dłonie zaciśnięte na udach. Wybawił ją Lee Pai Long (tak, on też się tam znajdował).
- Powiedziała, i tu cytuję: „Jest ciężko. Tę Chorobę ciężko pokonać. Jak byłam mała, zapadłam na nią. Na szczęście wyzdrowiałam. Dopilnuję, by i Renowi się udało”
Przyjaciele spojrzeli po sobie. Hao zastanawiał się chwilę, o jaką chorobę mogło chodzić, a jedyny pomysł nie był najweselszy. Bał się w ogóle o nim wspominać. Ten pomysł był zbyt szalony. Nie, niemożliwy. Po prostu niemożliwy!
- Hao, ty coś chyba wiesz na ten temat, prawda? – młodszy Asakura przyglądał się bratu niepewnie. Tamten westchnął głośno.
- Pamiętam, że kiedyś Luani bardzo ciężko się rozchorowała. Nikt nie mógł przebywać w jej otoczeniu, aby się przypadkiem nie zarazić. Ta choroba istniała w dalekiej przeszłości i ten… chyba Hao, znaczy… no wiecie, też to kiedyś przeszedł… 
- Powiedz coś więcej, a nie takimi zagadkami – zażądała Anna. Chłopak spojrzał na nią z miną „nie teraz, potem wam powiem”. Blondynka zrozumiała. Nie chcieli bardziej martwić Jun, która i tak była już kłębkiem nerwów. Sama zielonowłosa chyba też wiedziała o co chodzi. Z jednej strony nie chciała, by przyjaciele mówili sobie coś w sekrecie, szczególnie jeśli chodziło o zdrowie jej brata, z drugiej jednak wiedziała doskonale, że jest ciężko i dlatego podniosła się, wciąż ze spuszczoną głową, wymówiła się zmęczeniem i pobiegła do pokoju. Lee Pai Long poszedł za nią, by spróbować podnieść ją jakoś na duchu.
- Geh…  - chłopak westchnął cicho i zaczął opowiadać, a pozostali byli coraz bardziej przerażeni.
*

Luani wstawiła wodę na herbatę. Był już środek nocy i dziewczynie chciało się spać, ale nie kładła się. Szybko otarła pojedyncze łzy z policzków – nie mogła pozwolić sobie na słabość. Na szafce leżało opakowanie wafli ryżowych. Chwyciła dwa krążki i zjadła, choć nie z powodu głodu, a dlatego, że ostatni posiłek zjadła już kilka dobrych godzin wcześniej. Gdy woda się zagotowała, zalała torebkę czarnej herbaty, dosypała trochę cukru i wypiła małymi łyczkami. Ciepło napoju spowodowało, że zaczęła okropnie ziewać. W tym momencie pojawił się obok niej Bason.
- Niech się panienka położy i odpocznie, panicz Ren na razie zasnął i będziemy się nim wraz z Amirą zajmowali i sprawdzali jak się czuje.
- N-nie.. On może… - duch tancerki, który zjawił się  obok, pomógł położyć się nastolatce na kanapie. Dziewczyna momentalnie zasnęła, a Amira przykryła ją kocem.

Rankiem obudził ją krzyk Rena. Nie całkiem rozbudzona pobiegła do jego pokoju. Pytała o co chodzi, ale on najwyraźniej jej nie słyszał. Zamiast tego wołał Basona, ale w ogóle nie skupiał swojego wzroku na duchu, który był obok. Blondynka usiadła na łóżku przy chłopaku.
- Spójrz na mnie – prosiła głośno. – Ren, błagam cię.
Po chwili Tao skierował swoje złote oczy na nią. Był  zdezorientowany, widać to było wyraźnie.
- Ty nie jesteś Jun! Porwałaś ją. Ja muszę się zemścić. Ja… - zaczął kaszleć. I wręcz było po nim widać, jak słabnie z każdą chwilą.
- C-co? – blondynka szczerze się zdziwiła. – Jestem Luani, twoja dobra koleżanka. Jun jest chwilowo u naszych wspólnych przyjaciół, Yoh i Anny…  
 – Luani? – zamknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył, dziewczyna się zlękła. W niczym nie przypominał siebie, wyglądał jak zaprogramowana maszyna. - Ja muszę. Muszę. Ojciec kazał. Tak, wszyscy kazali. Ja muszę cię zabić. To obowiązek. Będę wtedy wolny. To wspaniale – w ułamku sekundy chwycił mały nożyk leżący na stoliku nocnym (wcześniej blondynka obierała nim pomarańczę, którą podała Renowi, a potem zapomniała go wynieść do kuchni). Poruszył się zadziwiająco szybko jak na samopoczucie, a dziewczyna w ostatniej chwili złapała nadgarstek z ostrzem zaledwie kilka centymetrów od swojej szyi. Wykręciła mu rękę, by puścił nóż, następnie chwyciła sztuciec i odrzuciła na sam koniec pokoju.
- Ren, uspokój się. Jeśli rzeczywiście masz mnie zabić, zrobisz to później, jak wyzdrowiejesz – lawendooka w ogóle nie myślała co mówi, kierowały nią teraz emocje i nerwy. – Podejmuj działania sam, nie ze względu na chorobę i rozkazy innych.
- Ja muszę… - powiedział to, choć już nie z taką pewnością jak wcześniej.
- Musisz wyzdrowieć. A potem zastanów się dobrze, czy jeśli mnie zabijesz, nie będziesz żałował tego – nie czekając na nic pocałowała go i przytuliła do siebie. Zrobiła to, ponieważ… nie znalazła na to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Nie ze względu na miłość, bardzo go lubiła, ale nie wydawało jej się, by mogło to być coś więcej. Ren też nie wiedział jak ma się zachować, opadł ciężko na poduszki.
- Ja umrę, prawda? – spytał spokojnie. – Jun nie może się z tym pogodzić. Basona też tu nie ma, nie wie, jak mi to powiedzieć…
- Nie umrzesz, nie umrzesz! – zawołała nastolatka, nie zwracając najmniejszej uwagi na łzy spływające jej po policzkach. – To można wyleczyć i masz moje słowo, że robię wszystko co w mojej mocy, by ci pomóc. Ale musisz walczyć. Bo nie umrzesz. Nie pozwolę ci umrzeć.
- Polubiłem cię… Będziemy walczyć razem… - przymknął powieki, co bardzo wystraszyło Luani, ale uspokoiła się, gdy zobaczyła unoszącą się i opadającą powoli jego klatkę piersiową. Przykryła go kocem, podniosła się i wyszła z pokoju, zabierając nóż leżący pod ścianą.
W salonie oklapła na kanapę.  Potrzebowała chwili, by uspokoić nerwy. „Rany, co to było…” pomyślała. Zaraz pojawiła się obok niej Amira, klaszcząca cicho.
- Ładnie ci wyszło. A ten refleks? Bałam się, że coś ci zrobi, ale nie… I potem ten pocałunek. Pięknie, Mahare. Ty ty wiesz, jak walczyć o chłopaka. – Luani rzuciła w ducha poduszką, jednak tamta zdążyła się odsunąć. – No dobrze, już nic nie mówię, przynajmniej w tej kwestii. Weź prysznic, ciepła woda cię uspokoi. A potem zjedz coś, musisz mieć przecież siły na następne dni.
- Już idę… - podniosła się, ale nie poszła od razu do łazienki. Spojrzała na Amirę, zastanawiając się przez chwilę, czy zadać pytanie, czy jednak nie. W końcu jednak się przemogła: - On przeżyje, prawda? Jest silny. Jest dobrym szamanem i dobrym człowiekiem…
- Nie mam pojęcia – westchnęła tancerka. – Kiedyś przeżywała chyba co trzecia zarażona osoba – widząc spojrzenie Luani dodała szybko: - wtedy jednak inaczej się żyło. Musisz być dobrej myśli. Pomyśl, skoro Ren teraz nie widzi Basona, to jest to punkt krytyczny. Ale radzi sobie jak na razie, więc…
- Tak, Ren wyzdrowieje. Na pewno – lawendooka uśmiechnęła się promiennie i pobiegła do łazienki wziąć prysznic.

*

Szamani jedli obiad, gdy wśród nich pojawiła się Amira. Nie zwracając uwagi na pozostałych, trzepnęła Hao mocno w głowę.
- Ej, za co to?! Luani kazała ci to zrobić?
- Nie, ale wiem jedno. Ktoś musi być za to odpowiedzialny. Dobrze wiesz, że ten wirus nie mógł pojawić się sam z siebie, ktoś użył go specjalnie, jak wtedy w przypadku Luani. Zarówno wtedy jak i teraz byłeś blisko osoby, która niebawem zachorowała.
- Co?! – zawołali wszyscy. Hao patrzył niedowierzająco na ducha, a wzrok pozostałych wędrował między nimi.
- Idioci… Jak wirus, który od ponad trzystu lat jest uważany za nie występujący, może się nagle pojawić i atakować dwie osoby? Zresztą dobra, nieważne. Potem zajmiemy się tą sprawą. Panienka Luani poprosiła mnie, abym zdała krótki raport, żeby nie było, że nic się nie dzieje. Co prawda mówiła, co dokładnie mam przekazać, ale wolę po swojemu. A więc: Ren nie widzi duchów i strasznie kaszle. Dodatkowo niemalże zabił Luani, ale ta go powstrzymała. - Szamani spojrzeli po sobie wystraszeni. - Biedak uważa, że wzywa go drugi świat, ale panienka nakrzyczała na niego, żeby nie próbował umierać i go pocałowała, co w sumie pięknie wyglądało. – Miny przyjaciół były niesamowite, szczególnie Hao. - No, to chyba tyle. A, właśnie. Luani boi się, bo Renowi podwyższyła się znacznie temperatura, ale na razie jakoś działa. Kiedy mnie tu wysyłała, gotowała jakiś posiłek. Macie jakieś pytania?
- Jak ona się trzyma? – spytała cicho Anna. Duch tancerki westchnął cicho.
- Najchętniej w ogóle by nie odpoczywała, nerwy ją trochę ponoszą, ale trzyma się. Dobra, jeśli to wszystko, ja wrócę do niej. Żegnam! – z tymi słowami zniknęła.
- Rany, mam nadzieję, że Ren jak najszybciej wyzdrowieje, bo inaczej będzie to ciężkie przeżycie dla nich obojga – mruknął Yoh, a Anna i Jun pokiwały głowami, zgadzając się z szatynem. Starszy Asakura jednak myślał o czymś innym. Wpatrywał się tępo w swój talerz.
- Pocałowała? Po tym jak chciał ją zabić? I w ogóle, pocałowała? – Yoh poklepał go po ramieniu, a dziewczyny westchnęły głośno, mówiąc razem:
- Chłopcy. Oni z reguły nie myślą o sprawach istotnych…

_______________________________________________________________________
Dlaczego myślałam, że jestem trochę dalej, a tu jednak nie? Trzeba szybko zadziałać, bo inaczej bohaterowie wiecznie będą mieli problemy, gdzie potrzeba będzie dużo myślenia i użalania się nad sobą... Ale! W następnej części się to zmieni (niekoniecznie od pierwszego zdania). 
Korzystając z tego, że mam trochę czasu, zaczynam działać. Wygląd będzie ustalony taki, jaki mniej więcej chcę (z powodu braku zdolności i tak będzie prosto, ale mam nadzieję, że ładnie), a nie zaakceptowany na szybko. 
Ostatnio wyrabiam u siebie nawyk częstego siadania do sprzętu (nareszcie własny) i pisania tekstów. To pewnie przełoży się na tempo pojawiania się rozdziałów, bo trzy miesiące to chyba trochę zbyt dużo.
Czy coś jeszcze? A, tak: podziękowania ogromne należą się Hotaru! *bije brawo* Nie ma to jak spotkać się po jakimś czasie i jednym z pierwszych zdań, jakie się usłyszy, to: "No, a kiedy napiszesz Szamana?" To pomaga, naprawdę :). I wiem, że zapewne podziękowania powinny być pierwsze, ale Hotaru   dobrze mnie zna i wie, że najczęściej najpierw mówię o głupotach, a dopiero po jakimś czasie przechodzę do spraw istotnych.
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. Hej! Zdaje mi się, czy to nowy szablon? W sumie nie pamiętam, dawno nie zaglądałam. ^^""
    Ech, jak słodziuchno na początku. :P Hao to ma talent do zawstydzania!
    Pozostaje mi życzyć Renowi zdrowia, dużo zdrowia... A jeśli się nie uda... Cóż, przynajmniej może powiedzieć, że całował się przed śmiercią. :P
    Amira jest taka bezczelna... I szczera do bólu! ;]
    Nie chciałabym spamować, potraktuj to po prostu jako info, okej? xD Niedawno powstał spis blogów SK: http://sk-spis.blogspot.com/ - a ponieważ Twój blog ma odpowiednią tematykę, możesz zgłosić się tam, by Twój blog także znalazł się w spisie. :) Niewiele osób jeszcze o nim wie, więc daję znać. ;)
    No i do siebie też zapraszam. :)
    Pozdrawiam~!
    [http://shaman-no-sekai.bloog.pl/]

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział mi się podobał. Biedny Haoś. Myślę, że Rena i Lunai coś połączy. No wiesz ofiara i kat. Dobra, złe porównanie. Zeby Len z tego wyszedł. Na pewno wyzdrowieje. Tak to fabuła straciła by sens.
    Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział.
    Lubię Amire i jej szczerość to bólu.
    Widzę, że Neko już zareklamowała Spis Sk, więc ja milczę. Choć możesz też wpaść do mnie.
    Pozdrawiam ;*

    [swiat-miedzy-swiatami.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli miałabyś ochotę przeczytać, na Szklanych Samobójcach pojawił się Rozdział VI c:

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta reakcja Hao na wieść o pocałunku wyglądała jakby był zazdrosny ale jednocześnie coś jakby tatuś dowiedział się że jego córeczka ma chłopaka, czyli jak najbardziej komiczna :D. Luani zawsze tak leczy swoich kolegów, czy jakiś szczególny sentyment czuje do Ren`a ;>? W ogóle Ren mnie przeraża, gadał niczym zombie że musi ją zabić. brr nie dość że sam w sobie jest nieprzewidywalny no i silny to jeszcze tak straszyć osobę która mu pomaga! Ale wyzdrowieje prawda? Czekam na ciąg dalszy i jednocześnie chciałabym Cię zaprosić do siebie na http://hoshi-no-seichi.blogspot.com/ Chciałabym również dodać Twój blog u siebie :) Czekam na odpowiedź i ciąg dalszy opowiadania! Pa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czemu ja nie wiem o tym rozdziale?O.o chociaż znając życie poinformowałaś mnie, ja byłam zbyt zajęta by przeczytać od razu, zapomniałam zapisać i w końcu nie przeczytałam...== gomen:(
    oj tak, początek jest epicki;D nie ma to jak szczera, braterska złośliwośćXD heh, nie wiem czemu, ale wyobraziłam sobie stryjka Hao niańczącego małego Hanę... słodkie:3
    co to za tajemnicza choroba? no i właśnie - skąd się tak nagle wzięła? co Hao może o niej wiedzieć? mam nadzieję, że wkrótce się tego dowiemy... i że Ren wyzdrowieje... niech mleko będzie z nim!;D ciekawe, czy będzie pamiętał, co się działo w trakcie jego choroby... tak, myślę głównie o pocałunkuXD hah, Haoś mu żyć nie daXDD
    rozdział się podobał:) jeszcze raz przepraszam za opóźnienie...
    buziaczki i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń