Luani niemalże cały dzień przesiedziała w pokoju, wpatrując
się w widok za oknem. Znowu. Tak jak od kilku ostatnich dni, dziewczyna nie
odezwała się do nikogo, nawet by się przywitać i zapytać, co słychać. Kiedy Yoh
zjawiał się z wiadomością, że obiad czy też inny posiłek jest na stole, ona
tylko kiwała głową, ale nie zmieniała swojego miejsca. Jak już była naprawdę
głodna, schodziła do kuchni, brała coś w rękę i szybko wracała do pokoju.
Trudno się więc dziwić, że przyjaciele bardzo się o nią martwili.
- Amiro, znasz ją z nas
wszystkich najlepiej. Powiedz, co się mogło stać? – poprosiła Anna. Tancerka
westchnęła głośno i pokręciła głową, dając wyraźnie do zrozumienia, że nie chce
o tym mówić, ale widząc minę Kyoyamy, zrezygnowała z tego pomysłu. Itako może i
teraz siedziała w kuchni i piła zieloną herbatę, zagryzając ją czekoladowymi
ciastkami, ale Amira doskonale zdawała sobie sprawę z tego, do czego zdolna
jest ta dziewczyna- Amidamaru i Yoh stanowili nieocenione źródło informacji.
- Coś się pewnie stało, ale co
dokładnie, tego nie wiem – widziała, że dziewczynie nie podoba się ta odpowiedź
i chce jej przerwać, więc zaraz dodała – Jak panienka była mała i miała jakieś
swoje dziecięce problemy, zamykała się w pokoju, a następnie brała misia i
siadała z nim na parapecie, a tam mówiła do niego, co się stało i zastanawiała
się, co zrobić. Dopiero, gdy udało jej się wpaść na rozwiązanie, szła do matki
i mówiła o tym problemie i o sposobie na jego rozwiązanie, chcąc sprawdzić, czy
dobrze pomyślała.
- Tylko że ona nie ma już pięciu
lat, a piętnaście. Chłopaki wiecznie mają z czymś kłopoty i nawzajem pomagają
sobie w rozwiązaniu tych problemów. Skoro nie ona nie chce tego samego, jej
sprawa, ale to nie znaczy, że nie będziemy się nią przejmować. Przemyśl to dobrze
i przekaż jej – Anna wstała, a następnie umyła kubek. Nie odzywała się już do
tancerki, więc tamta zrozumiała, że rozmowa jest zakończona i dlatego też
poleciała do lawendookiej.
Blondynka leżała na łóżku i
wydawało się, że śpi, jednak Amira od razu zauważyła, że tamta udaje. Tancerka
westchnęła cicho i usiadła obok niej.
- Masz tu straszny zaduch. Boisz
się, że świeże powietrze ci zaszkodzi? – rozejrzała się pokoju. Na biurku nic
nie było, poza małą lampką. – Znalazłaś w końcu jakieś miejsce dla książki, to
dobrze. Już się obawiałam, że będzie cały czas na wierzchu i każdy, kto by
chciał, mógłby spokojnie do niej zajrzeć.
- Zaczęłam ją czytać… -
wyszeptała niepewnie w odpowiedzi Luani. – Wkurzało mnie to, że nie pamiętam
nic ze swojej przeszłości, dlatego też postanowiłam zmienić zdanie i zapoznać
się z jej treścią…. – Amira pokiwała głową.
- I to dlatego ostatnio w ogóle
nie wychodzisz z pokoju?
- Też… - dziewczyna cicho
westchnęła. – Oni nie chcą mi dać spokoju, nawet teraz. Odrabiam lekcje, a
gołąb siedzi na parapecie i wpatruje się we mnie. Godzinę później on tkwi w
takiej samej pozycji… - dziewczyna nagle się podniosła i podbiegła do okna, a
widząc, że parapet jest teraz pusty, zaczęła się śmiać. – Oczywiście. Jak ktoś
jeszcze jest w pokoju, to on odlatuje, żeby wszyscy pomyśleli, że zwariowałam.
-Ale nikt tak…
- Nic nie mów – przerwała jej
wesoło, co ogromnie zdziwiło Amitę. – Po co kłamać? Dobra, chodźmy na dół,
muszę do kogoś zadzwonić.
*
Roze była właśnie w trakcie
treningu, kiedy matka przyszła na salę, by przekazać, że ktoś do niej
zadzwonił. Nastolatka, chcąc nie chcąc, podeszła do telefonu i sięgnęła
słuchawkę.
- Tak?
- O, Roze! Hej! Nie rozłączaj się
od razu, bardzo cię proszę – po drugiej stronie słychać było trochę
zdenerwowaną Luani.
- … Dobra. Stało się coś? –
Ningio westchnęła cicho.
- Masz gdzieś przy sobie album,
gdzie znajdziesz zdjęcia z czasu, gdy miałaś jakieś siedem lat? Nie pytaj po
co, tylko szybko znajdź – niebieskooka sięgnęła album fotograficzny, który
znajdował się w szafce w rogu pokoju i przewróciła na odpowiednią stronę.
- Mhm... O co chodzi?
- Kiedy się widziałyśmy, zawsze
miałaś na głowie opaskę w kwiatki, małą torebkę na ramię z misiami albo
klockami, nie jestem pewna. Wiem jednak, że ktoś nam kiedyś zrobił zdjęcie takim
aparatem, co gotowa fotografia wysuwa się niego po chwili. Ty byłaś wtedy
ubrana w zieloną sukienkę, ja miałam na sobie jeansy i różową bluzkę w groszki.
Jeśli nie znajdziesz zdjęcia w albumie, powinno być gdzieś, gdzie
przechowywałaś swoje najcenniejsze skarby, które ukrywałaś przed rodzicami.
Zadzwoń do mnie, jak znajdziesz to zdjęcie, dobrze? Sorki, ale muszę coś teraz
zrobić. Do usłyszenia! – następnym, co Roze słyszała, był charakterystyczny
sygnał końca połączenia. Odłożyła więc swoją słuchawkę i zabrała się za
poszukiwania jednego zdjęcia. W sumie nie bardzo wierzyła Mahare, ale zawsze
przecież będzie mogła jej później powiedzieć, że szukała wszędzie, a zdjęcia
nie znalazła, co będzie znaczyło, że dziewczyna ją oszukała. A to już będzie
powodem, dla którego Roze będzie mogła ją trochę podręczyć.
Godzinę później, kiedy
niebieskooka już szczerze wątpiła, że cokolwiek znajdzie, natrafiła na małe
metalowe pudełko po ciastkach. Kiedy je otworzyła, zobaczyła różne przedmioty,
które kiedyś miały dla niej ogromne znaczenie. Był tam między innymi bilet do
kina – jeden z nielicznych dni spędzonych tylko z rodzicami, kiedy to robili
sobie wolne od pracy. Kilka koralików, mała lalka, pocztówki, fotografie.
- Suisei, zobacz… To są chyba te
zdjęcia, które próbowałam tobie zrobić. Na tym jednym chyba jesteś nawet w
miarę widoczna. Każdy inny stwierdziłby pewnie, że ta fioletowa smuga to jakaś
plama światła, ale ja doskonale widzę, że to jesteś ty. – Duch, który pojawił
się tuż obok niej, przyglądał się teraz fotografii.
- Może rzeczywiście to ja tutaj
jestem, panienko…
- Mama, której pomyliły się
odcienie farby do włosów i przez dwa tygodnie musiała chodzić z zielonymi
kosmykami – kolejne zdjęcie wylądowało w pudełku. Gdy Roze zobaczyła kolejne
zdjęcie, ze zdziwienia upuściła fotografię, więc musiała ponownie ją podnieść.
Obrazek przedstawiał ją z jakąś dziewczynką, gdy miały po siedem, może osiem
lat. Opaska w kwiatki, torebka z misiem, zielona sukienka, jeansy i różowa
bluzka w groszki. – Suisei, jak to możliwe?
- Panienko, przecież mówiłam już
wcześniej, że się poznałyście, jak byłyście małe.
- Ale jak ona mogła to sobie
przypomnieć? Przecież sama mi mówiła, że nic nie pamięta!
- Tego to już nie wiem, ale
myślę, że jak panienka do niej zadzwoni, lub jeszcze lepiej, odwiedzi ją, to
dowie się panienka wszystkiego.
*
Tymczasem Horohoro właśnie
odłożył słuchawkę telefonu. Jego siostra, która bawiła się z Corey, teraz
przyglądała się niebieskowłosemu wyczekująco.
- No, kto to był? Co chciał?
- Wyobraź sobie, że dzwoniła
Luani…
- O, to fajnie. Co u niej
słychać, wszystko w porządku?
- Mhm… - skinął głową. - Pytała
się, jaką tu mamy teraz pogodę. No, powiedziałem jej prawdę, że są silne wiatry
i tak dalej, a ona na to, żebym się nie załamywał, tylko ruszył mózgownicą…
- A ty ją w ogóle masz? –
zaśmiała się Pilika.
- Polubiłaś Rena i jego poczucie
humoru? A więc Chacha, bardzo śmieszne! W każdym bądź razie zapytała, czy
potrafię budować ściany z lodu. Wiatr nie powinien im zaszkodzić, jeśli zrobię
je odpowiednio mocne, one osłonią rośliny, a przy okazji wewnątrz będzie niby
trochę cieplej wbrew pozorom i zawsze będzie ciągnąć trochę wilgoci…
- To niegłupi pomysł! – ucieszyła
się dziewczyna.
- Może i tak, ale… skąd ona
wiedziała? I jak to wymyśliła?
- Mnie pytasz? Ważne, że w ten
sposób być może uda się pomóc Drobiażdżkom!
Horohoro stworzył kilka ścian
lodu wokół upraw, chociaż trochę wątpił, by to coś dało. Ku jego ogromnemu
zaskoczeniu, dużo mniej czuło się wiatr i związane z nim zimno. Postanowił
więc, że niebawem będzie się musiał wybrać do Tokio, by podziękować
dziewczynie. „No gościu, który bawisz się naturą, zobaczysz, że jeszcze trochę,
a cię powstrzymam. Z tym że teraz nie będę działał w pojedynkę!”
*
- Już się nadzwoniłaś? – Hao
podszedł do lawendookiej.
- Prawie. Został mi jeszcze jeden
telefon, ale to już tylko dlatego, że chcę pogadać, a nie załatwić jakąś
sprawę. Chociaż nie, pojadę. Będzie lepiej.
- Oj, mała. Nie wiem co się
stało, że tak nagle wróciłaś do życia, ale cieszę z tego.
- Stwierdziłam, że już zbyt długo
się dołowałam. Cokolwiek by się nie stało, poradzę sobie!
- I tak trzymać. Dobra, jedź,
gdzie masz jechać. A może mam się wybrać z tobą?
- Nie… Chciałam zobaczyć się z
Jun i z Renem, a w sumie nie trzeba się tobie i jemu długo przyglądać, by
stwierdzić, że nie przepadacie za sobą… No nic, wezmę tylko coś z pokoju i już
mnie nie ma!
Dziewczyna wyszła właśnie na
zewnątrz, kiedy zadzwoniła Roze, więc Hao dogonił ją i poprosił, by podeszła do
telefonu.
- Cześć, Roze~ Wybacz, że tak
sobie poszłam, ale w sumie myślałam, że jednak nie zadzwonisz.
- Idiotko, skąd wiedziałaś o
tamtym zdjęciu?
- Po pierwsze, też cię lubię,
moja droga. Po drugie, znalazłam identyczne zdjęcie w swoich rzeczach z napisem
z tyłu, że powinnaś mieć tę samą fotografię u siebie. Słuchaj, muszę coś
załatwić teraz, więc może porozmawiamy później? A może przyjedziesz wieczorem?
Będzie fajnie! Anna coś dobrego ugotuje, ja jej pomogę oczywiście!
- Nie ekscytuj się tak – Luani
usłyszała podenerwowany głos Roze. – Zobaczymy się w szkole, to może
porozmawiamy. Nie zamierzam tak od razu wszystkiego między nami zmieniać.
*
- Dzień dobry. Panienka do kogoś?
- Tak, do rodzeństwa Tao. Byłam
już u nich kilka razy, więc dobrze wiem jak trafić – dziewczyna nie czekała na
jakąkolwiek odpowiedź recepcjonistki, tylko skierowała swe kroki do windy. Nie
zdziwiła się jednak, gdy na korytarzu zauważyła już Jun. Zapewnie kobieta od
razu zadzwoniła do mieszkania, by potwierdzić, że ktoś tam idzie. Nastolatka
jak zwykle miała na sobie sukienkę ze smokiem, ale tym razem była ona granatowa
z srebrnymi zdobieniami. Włosy miała zawinięte w ręcznik.
- Cześć, Jun! – zawołała radośnie
blondynka i podbiegła do nastolatki, by się do niej przytulić. – Dawno się nie
widziałyśmy i, nie ma co ukrywać, było w tym sporo mojej winy…
- Cześć. Rzeczywiście trochę
czasu już minęło, ale to nieważne. Chodź do środka, nie będziemy przecież
rozmawiać na korytarzu.
Zaraz po wejściu do salonu dziewczyny
usłyszały ciężki kaszel dochodzący z pokoju Rena, a zaraz potem wyłonił się z pomieszczenia
Bason.
- Witam, panienko. Przepraszam w
imieniu panicza, ale on nie chce panienki zarazić i dlatego woli nie wychodzić
z pokoju… - Luani pokiwała głową.
- Niech się nie martwi, wpadnę
potem do niego, zobaczę jak się trzyma – usiadła obok Jun na kanapie. Tao
zdjęła chwilę wcześniej ręcznik z głowy i rozwiesiła go na fotelu, a na ramiona
zarzuciła czarny sweter, tak by mokre kosmyki nie pomoczyły jej sukienki.
- Rozchorował się kilka dni temu.
Najpierw myślałam, że to tylko przeziębienie, nawet czuł się już coraz lepiej,
ale nagle mu się pogorszyło… Niby nie chce cię zarazić, a tak naprawdę
powiedział mi wczoraj, że nie ma siły wstać z łóżka. Zakazał mi w ogóle
zbliżania się do jego pokoju, zajmują się nim Bason i Palong… - zielonowłosa
westchnęła ciężko, a Luani przytuliła ją do siebie. Nie podobało jej się to.
Przy przeziębieniu może się trafić gorszy dzień, ale nie aż taka zmiana…
- Jun, zrób jakiejś herbaty, a ja
sprawdzę, co u niego – blondynka podniosła się i podeszła do pokoju Rena. Zapukała
cicho, a po chwili weszła do środka. W pokoju panował półmrok z powodu zasłon
na oknach. Był też zaduch, ale na to dziewczyna nie zwróciła zbyt dużej uwagi.
Ren leżał dokładnie przykryty kołdrą na łóżku. Miał zamknięte oczy, ale nie
spał, choroba nie dawała mu spokoju. Nie odezwał się od razu, co utwierdziło
dziewczynę w przekonaniu, że nie może być dobrze. Podeszła do niego i usiadła
na skraju łóżka, a tuż obok niej pojawiła się Amira.
- Idź stąd. Nie chcę cię zarazić –
ledwo wychrypiał chłopak i zaraz zaczął okropnie kaszleć. Blondynka zdjęła swój
naszyjnik z kryształem i, trzymając go w jednej dłoni, drugą rękę położyła na
klatce piersiowej chorego.
- Zaraz ci pomogę, nie bój się.
Powinieneś poczuć się lepiej – zamknęła oczy, przypominając sobie słowa, które
powinna powiedzieć, by jak najlepiej uzdrowić chłopaka. Nagle jednak z kamienia
wyskoczyła Malkia.
~ Nie możesz tego zrobić –
warknęła lwica. ~ Nie przy tej chorobie. Amiro, nie pamiętasz jak to było w
przypadku Luani? Kryształ wtedy o mało co jej nie zabił! – blondynka ogromnie
się przestraszyła, odsunęła się od Rena, przyglądając się zdziwiona duchom.-
Spójrz na objawy i zastanów się.
- Ale to tylko przeziębienie,
grypa może. Zresztą niemożliwe, żeby to była duchowa gorączka, nie ma jej już
na świecie i zakazana jest jakakolwiek zabawa z tym wirusem, bo jest zbyt
niebezpieczna…
~ Tak jej nie ma, że Luani się
rozchorowała – przerwała jej ostro. Kiedy jednak odezwała się do nastolatki,
jej słowa były bardzo spokojne: ~ Słuchaj, skarbie, nie ma co ukrywać, choroba
jest ciężka, ale ty masz tę przewagę, że ją przeżyłaś, co dało ci wielką siłę.
Razem będziemy pilnować, by i Renowi udało się wyzdrowieć albo żeby chociaż nie
cierpiał tak jak teraz. Połóż dłonie na jego płucach, ale najpierw odłóż na bok
kryształ, właśnie tak. Teraz… - Luani dokładnie wypełniała polecenia lwicy,
jednak coś nie dawało jej spokoju. „Choroba ciężka, zrobimy co w naszej mocy,
by Ren przeżył, lub tak nie cierpiał” to nie oznaczało nic dobrego. Ren mógł
umrzeć, tak po prostu, już od razu, gdyby chciała mu pomóc siłą, której się
nauczyła. Wszystko wskazywało na to, że najbliższe dni będą naprawdę ciężkie.
Ohayo!
Przepraszam, że przez aż tak
długi czas nie dodawałam nowych rozdziałów, a teraz to są cztery pełne strony, choć
pewnie powinno być ich piętnaście, by jakoś to wynagrodzić. Tekst napisałam już
dawno, ale gdy wysłałam go Hotaru, by przeczytała i sprawdziła, ona się załamała,
a ja jeszcze bardziej, gdy mi go odesłała z powrotem z zaznaczonymi fragmentami,
które powinnam poprawić. Była tego może połowa, może nawet trochę więcej. Zabrałam
się za edycję, ale stwierdziłam, że to nie ma sensu, piszę od nowa. Nie chciałam,
by Luani dołowała się przez tak długi okres czasu, pomyślałam, że jakoś wplączę
nareszcie książkę i poznawanie przeszłości. Wszystko pięknie i cudownie, ale nowa
szkoła, ludzie i nauczyciele, lekcji od groma i trochę. Do tego nowe zajęcia dodatkowe
i walka z mamą o to, która może usiąść do komputera…
Przepraszam za błędy, fragmenty napisane
niezrozumiale i ogólnie za wszystko. Mam nadzieję, że teraz będzie mi łatwiej znaleźć
czas na napisanie i wstawienie nowej części.
Pozdrawiam ^^
w porządku:) u mnie rozdziały są jeszcze rzadziej, a wcale nie mam tak pod górkę^^'
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Luani się pozbierała:) i jej było smutno, i przyjaciele się o nią martwili... uśmiechnięta Luani jest dużo lepsza;) poza tym ile można zrobić z dobrym humorem! Drobiażdżki można nawet uratować;D
ciekawa sprawa z tym zdjęciem... jeśli Roze raczy współpracować, to może dowiemy się czegoś więcej...?
kurczak, zmartwiłaś mnie tą chorobą Rena...:/ ale wierzę, że coś na to poradzą... mleko płynące w jego żyłach zabije każde choróbskoXD
rozdział się podobał:) warto było czekać:)
buziaczki i do następnego:)
Biedny Ren. Duchowa gorączka? Ciekawe czy ktoś chce zabić Lennego. No trochę dawno nie było tu rozdziału. Żeby ogarnąć kim jest Roze i ta księga musiałem przeczytać wcześniejszy rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn,
Pozdrawiam ;*
PS: Wstaw na bloga gadżet "Obserwatorzy", dzięki niemu będziemy mogli być na bieżąco.