Pewna jedenastolatka (dziewiętnaście dni przed dwunastymi urodzinami,co odliczała głośno, aby przypadkiem ktoś z jej rodziny nie ważył się o tym zapominać) otworzyła z niepokojem oczy, upewniając się po chwili, iż znajdujesię w swoim pokoju. Jak zawsze. Tylko skąd to przeczucie? Takie małe ‘coś’,siedzące wewnątrz człowieka, czego nie można się pozbyć. Dziewczynka westchnęła cicho, poczym podniosła się do pozycji półsiedzącej i spojrzała na zegar,wskazujący akurat godzinę piątą. Zrezygnowana opadła z powrotem na poduszkę, z zamiarem ponownego snu, przynajmniej do godziny ósmej…
Już pięć minut później stała przed lustrem ze szczotką wręku, próbując jakoś zapanować nad niesfornymi blond kosmykami, które na siłęmusiały się poplątać w niezliczoną ilość loków.
- Słoneczko, daj, pomogę ci – usłyszała nagle i odwróciła się w kierunku głosu, uśmiechając się do swojej matki, czterdziestoletniej kobiety o ciemnobrązowych włosach, okalających drobną i bladą twarz zidentycznymi oczami jak jej, lawendowymi. Kobieta uśmiechała się delikatnie,zaplatając długi do pasa warkocz z włosów córki.
- Mamo – zaczęła po chwili dziewczynka, bawiąc się swojąpidżamą w groszki – czy ty kiedyś czułaś, że może stać się coś złego?
- Luani, twoje zdolności są jeszcze na bardzo niskim poziomie, więc myślę, że nie powinnaś się martwić o ewentualne urzeczywistnienie swoich obaw – odpowiedziała szatynka, głaszcząc córkę pogłowie.
- Może i masz rację, ale to takie dziwne uczucie… No nic, ubiorę się tylko i trochę potrenuję w lesie z Amirą – odpowiedziała pewnym głosem, lecz po chwili, widząc spojrzenie matki, dodała – oczywiście najpierw pościelę łóżko, zjem śniadanie i posprzątam pokój. Nie musisz się niczego obawiać. W końcu nie będę sama. Amira na pewno dopilnuje, żeby nic mi się niestało i żebym wróciła na czas, prawda?
- Zgadza się, panienko – oznajmił nowy głos, należący dodwudziestokilkuletniej postaci kobiety, ubranej w jasnoczerwony arabski strójtancerki z bordową chustą przewiązaną na biodrach, lekkimi baletkami w tym samym kolorze i kilkoma złotymi bransoletkami, zawieszonymi na lewym nadgarstku. Jej wiśniowe, związane w warkocz włosy sięgały ramion, a złote oczy połyskiwały radośnie.
- Amiro, tylko pamiętaj, że moja córka jeszcze nie jest natyle silna, aby walczyć z pomocą wachlarza. Jedyne, co jej się w tej kwestii udaje to dość pokaźna liczba skaleczeń, a już niedługo koniec roku szkolnego i nie chciałabym, żeby odbierała świadectwo cała poraniona.
- Mamo! – zawołała z wyrzutem Luani – nie pokaleczę się, anawet jeśli, użyję tego kryształku i ranki się zagoją – zakończyła, wskazującna mały, przezroczysty kamień w kształcie kropli, zawieszony na srebrnym łańcuszku.
- Dobrze wiesz, że za jego pomocą raczej możesz leczyć kogoś, a nie siebie –zaczęła odpowiedź kobieta, jednak widząc spojrzenie swojej córki, odparła w końcu: „już dobrze, możesz iść”, poczym pocałowała córkę wczoło i wyszła z pokoju.
- Amiro, dlaczego mnie nie broniłaś? Przecież ja wcale nie jestem taka beznadziejna, radzę sobie dużo lepiej niż wcześniej – dziewczynka fuknęła w kierunku ducha tancerki, składając ręce na potwierdzenie ‘największej obrazy świata’, co jakoś nie zrobiło specjalnego wrażenia na rozmówczyni, bo zupełnie ignorując ton Luani, odpowiedziała spokojnie:
- Może i w twoich działaniach jest trochę więcej zdecydowania i siły, jednakże nadal sporo ci brakuje do Josha, pogódź się ztym.
- Jesteś okropna! Na pewno radził sobie tak, jak ja, gdy byłw moim wieku.
- Tak się składa, że twój brat miał swoje mocniejsze i słabsze strony. Umiejętności walki szamańskiej i ataków myślowych, opanowałdużo szybciej i to na odpowiednio wysokim poziomie, jednakże zupełnie sobie nieradził z niektórymi z innych aspektów szamaństwa.
- A nie mówiłam?! Zobaczysz, że kiedy ja będę miała szesnaścielat, moje umiejętności będą znacznie poważniejsze niż jego. Poza tym, jeśli chodzi o uzdrawianie, ja już jestem lepsza! – zawołała ze śmiechem dziewczynka,zakładając pospiesznie ubrania sportowe o bliżej nieokreślonej barwie (Nie ma to jak częste i w dodatku z reguły niezaplanowane upadki na ziemię, trawę, czyróżnego rodzaju błota; nie, żeby ubrania nie były prane, oczywiście, że były,jednak tych plam już się nie dało wyczyścić^^”). Już po chwili wybiegła zadowolona z domu, w ręku trzymając duży wachlarz, wykonany z mocnego, srebrnego materiału z namalowanymi nań napisami: Dobro, Miłość, Nadzieja, Światło w języku japońskim po jednej stronie i: Mrok, Zło, Śmierć, Ból podrugiej.
- Amiro, zobaczysz, kiedy rozpocznie się Turniej Szamanów,będę silniejsza od mojego brata i to ja będę reprezentowała klan Mahare! –zawołała radośnie lewendooka, na co odpowiedział jej głośny śmiech ze stronyducha tancerki.
__________________________________________________
No, to tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że zaciekawiłam tym oto początkiem i od razu muszę wspomnieć, iż to, co czytaliście powyżej jest tylko prologiem, stąd taka, a nie inna długość. Następne rozdziały będą już z pewnością dłuższe :)
No brzmi naprawdę fajnie. Duży plus za to, że główna bohaterka prawdopodobnie walczy wachlarzami. Tessenjutsu to jedna z moich ulubionych sztuk walki. Sama chodzę na takie zajęcia oraz uczę się tańca wachlarzami bojowymi, więc jestem pozytywnie nastawiona. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń