poniedziałek, 9 kwietnia 2012

1.4 Rozmowa z dziadkiem

Ranek nadszedł o wiele szybciej, niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać, zwłaszcza, jeżeli weźmie się pod uwagę rozmowy do trzeciej nad ranem na temat wydarzeń z życia przyjaciół. Ryu powoli zanosił na stół w jadalni śniadanie, składające się z dużej ilości ryżu, gotowanych warzyw i innych, typowych dla tego domu potraw, a reszta chłopaków próbowała jakoś się ogarnąć pomiędzy kolejnymi wrzaskami Anny. W końcu, o godzinie siódmej dwadzieścia, wszyscy zasiedli do posiłku. Yoh już sięgał zachwycony po pałeczki, kiedy w wejściu do jadalni pojawił się Yohmei Asakura.
- Dziadek! – zawołał szatyn – co ty tu robisz tak wcześnie? Dzień jeszcze się na dobre nie rozpoczął, a ty…
- Tak właściwie to miałem być już tutaj dwie godziny temu, ale Kino mnie zatrzymała – przerwał mu mężczyzna, na co reszta przyjaciół mówiąc najogólniej zamarła ze zdziwienia. Tylko Ren i Anna wydawali się na to w ogóle nie reagować, jakby tak wczesny pomysł na odwiedziny nie był czymś nadzwyczajnym.
- Mistrzu, usiądź proszę, zaraz przyniosę dodatkowe nakrycie – zaproponował Ryu, ale Asakura zbył go machnięciem ręki.
- Będę łaskaw poczekać pięć minut na to, aż zjecie śniadanie, a potem wszyscy wynocha z domu. Muszę porozmawiać z wnukiem na osobności – odpowiedział Yohmei, poczym rozejrzał się po twarzach zgromadzonych w jadalni osób. Po chwili dodał: Ren, ty masz poczekać na górze – chłopak kiwnął głową na zgodzę, poczym wszyscy zabrali się na ekspresowe opróżnianie naczyń, a dziadek Yoh wyszedł na werandę przed domem.
- Ryu zanieś szybko wszystko do kuchni, a potem wynocha z domu. HoroHoro, tobie osobnego zaproszenia wysyłała nie będę – odezwała się Anna i już po chwili w domu została ona, Yoh i Ren, który zgodnie z poleceniem udał się na górę.

- A więc – zaczął Yohmei po krótkiej niezręcznej ciszy, jaka zapadła między nim, a nastolatkami – w ostatnich dniach odbyło się zebranie przedstawicieli wszystkich znaczących rodzin szamańskich. Jak zwykle podejmowano na nim jakieś mniej, lub bardziej ważne decyzje, które nikogo nie interesują.
- Dlaczego więc o tym wspominasz? –spytał szatyn, uciszając się natychmiast pod wzrokiem Asakury.
- Chodzi o to, że tegoroczne zebranie dotyczyło między innymi sprawy…
- Turnieju tak?! – poderwał się do góry Yoh. – Dowiedziałeś się czegoś odnośnie Turnieju?!
- Ucisz się palancie!– zawołała natychmiast Anna, ściągając narzeczonego na ziemię. – Chcesz się czegoś dowiedzieć, to siedź cicho i nie przerywaj.
- Słyszeliście może o rodzie Mahare? – spytał po chwili Asakura, powstrzymując się od uśmiechu, a blondynka odpowiedziała powoli:
- Była to kiedyś wspaniała rodzina szamanów, jednak z tego co wiem, wszyscy teraz nie żyją. Znali oni różne tajemnice świata duchów, o których inni nie mieli pojęcia, więc ktoś ich zaatakował…
- Jak to „nie żyją”? Wszyscy, cały ród? – zdziwił się Yoh, zastanawiając się jednocześnie, że kiedy on zapewne sobie spokojnie spał, albo się objadał hamburgerami, gdzieś indziej ktoś mordował całą rodzinę.
- Nie, nie cały – uspokoił go mężczyzna – Ci, którzy mieszkali gdzieś daleko, ponieważ byli słabsi, albo po prostu odłączyli się od rodziny, przeżyli, jednakże główni przedstawiciele rodu, jak również ich potomkowie… - przerwał Asakura, a Yoh był za to ogromnie wdzięczny, bowiem już się domyślił jakie słowa chce dopowiedzieć jego dziadek.
- Ale dlaczego o tym wspominasz? – spytała po chwili ciszy Kyoyama.
- Bo okazuje się, że jedna osoba, posiadająca ogromną moc, jednak przeżyła. Jest to najmłodsza dziewczyna wśród innych dzieciaków głównych przedstawicieli rodziny. Luani Mahare.
- To chyba dobrze, prawda? – spytał ostrożnie Yoh, jednak jego dziadek zaprzeczył ruchem głowy.
- Kiedy miał miejsce atak na jej rodzinę, ona ćwiczyła ze swoim duchem stróżem w lesie. Jak się dowiedziałem, ci, którzy byli odpowiedzialni za zabójstwo reszty rodziny, otoczyli ją ze wszystkich stron i zabrali ze sobą, mając nadzieję, że to dziecko zdradzi im tajemnice swojego klanu. Dziewczyna nakazała swemu duchowi ucieczkę, aby i jemu czegoś nie zrobili, a sama poszła posłusznie za oprawcami. Oczywiście pierwszym, co zrobili ci ludzie, było odebranie jej wszystkiego, co miała ze sobą, aby nie mogła ich zaatakować. Później zamknęli ją gdzieś i wypytywali o sekrety szamańskie, jednak ona nic nie chciała powiedzieć. Po jakimś czasie zaczęli oni używać różnych metod, mniej lub bardziej przerażających, lecz ona dalej nic nie powiedziała, choć miała wtedy niecałe dwanaście lat… - przerwał na chwilę Yohmei, widząc, że jego wnuk zrobił się blady na twarzy. Domyślał się, że zapewne Yoh porównał sobie siebie w momencie, gdy miał dwanaście lat i tę biedną dziewczynę. Po chwili nastolatek skinął powoli głową, że może dalej słuchać, a jego dziadek kontynuował:
- Trwa to już dobre kilka lat, a dziewczyna, teraz już piętnastoletnia, nadal nic nie chce powiedzieć. Ktoś wpadł więc na pomysł, aby wykorzystać do tego celu któregoś z jej rówieśników. Rozważano między innymi twoją osobę, jednak ja się nie zgodziłem.
- Ale na co? – przerwał mu Yoh, który miał zupełną pustkę w głowie. Po Annie również było widać , że i ona niewiele rozumie z przemowy Asakury.
- Na to, abyś pomógł tej dziewczynie, na przykład w ucieczce, albo oddając jej rzeczy, wzbudził jej zaufanie i później, kiedy zdradzi ci wszystkie sekrety rodzinne, zabił. Wiesz, może i nasza rodzina zdolna jest do różnych rzeczy, jednak takie coś, to trochę za dużo, szczególnie jeśli chodzi o ciebie.
- Zgaduję, że skoro tu przyjechałeś, ktoś jednak został do tego celu wybrany, czyż nie? – spytała nagle blondynka, po czym drgnęła niespokojnie, bo domyśliła się, którą rodzinę później zapytali.
- En Tao potwierdził od razu, że jego syn spełni to zadanie osobiście.


Yoh krążył teraz po pokoju, analizując zachowanie swojego przyjaciela. Zaczynał sobie wszystko układać w głowie. Każde zdanie wypowiedziane wczoraj przez Rena, kilka lat temu złożona przez niego obietnica, że nikogo już nie zabije, ale i jednoczesne słuchanie rozkazów rodziny… Co takiego może wiedzieć ta dziewczyna, że aż takie rzeczy dzieją się wokół niej? Teraz już szatyn zrozumiał dziadka, kiedy ten mówił, że lepiej byłoby dla dziewczyny, gdyby od razu zginęła. Nie doświadczyłaby tego całego okrucieństwa, którego na pewno nie rozumie, nie spotkałoby jej to, co teraz miało się wydarzyć…
A gdyby tak udałoby mu się jakoś przekonać Rena, by tego nie zrobił? Tak, zawsze można spróbować.

Szatyn poszedł powoli na górę, gdzie jego dziadek rozmawiał teraz z Renem i zawahał się czy zapukać do drzwi, czy jednak zejść na dół i poczekać. Po chwili drzwi się otworzyły, a z nich wyszedł szybkim krokiem Tao, który w ciągu kilku następnych sekund wybiegł z domu, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na Asakurę.
Chwilę później w domu znaleźli się Horohoro, jego siostra oraz Ryu. Wyraźnie chcieli się dowiedzieć, co się stało zarówno z Renem, jak i mieć wgląd w cała sytuację. Kiedy jednak nikt nic nie chciał powiedzieć, posłusznie odpuścili. Dziadek Yoh zakazał komukolwiek zdradzania szczegółów rozmowy, bowiem obawiał się, że przyjaciele jego wnuka mogą nie zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i wysunąć nieprawidłowe wnioski.
Po kilku godzinach, gdzieś w okolicy trzynastej, Yohmei zawołał do siebie zarówno szatyna jak i jego narzeczoną. Kiedy tylko Kyoyama zamknęła za sobą drzwi, Asakura poprosił:
- Spróbuj nawiązać kontakt z tą dziewczyną, Luani Mahare, na przykład za pomocą swoich korali.
- Ale… - zawahała się blondynka -… przecież one służą do przyzywania duchów zmarłych już ludzi…
- W klanie Mahare od naprawdę wielu lat znajdował się kryształ, nazywany szczerą łzą. –zaczął mówić mężczyzna, nie odpowiadając wprost na pytanie. - Problem w tym, że kamień łączył się z mocą osoby, do której należał i jednocześnie tę osobę wzmacniał. Bez niego jednak organizm władcy kryształu nie może osiągnąć równowagi i sam siebie wykańcza… Wiele wskazuje na to, że właścicielką ów łzy została właśnie ta dziewczyna, lecz ludzie kamień ten jej odebrali… bez niego jej organizm próbuje się jakoś bronić przed nadmiarem Furyoku, którego nie ma jak spożytkować i w efekcie doprowadza to młodą Mahare do dłuższej za każdym razem nieprzytomności, coraz wyraźniej zacierając granicę pomiędzy życiem, a śmiercią.
- Rozumiem – odpowiedziała krótko Anna. – Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby jakoś się z nią skontaktować i spróbować wzmocnić.
Yoh przyglądał się blondynce z nieukrywanym niepokojem. Wiedział, że to, co planują zrobić Kyoyama i jego dziadek będzie nie takie łatwe, jakim się może wydawać, jednak wciąż się uśmiechał i próbował jakoś swoją narzeczoną wesprzeć. Anna wyciągnęła po chwili przed siebie sznur korali i zaczęła szeptać jakieś słowa. Nagle, całkowicie niespodziewanie, dziewczyna osunęła się w ramiona szatyna, powtarzając ciągle: „Mahare, pójdź za mną”…
Yoh zupełnie nie wiedział co robić. Zgodnie z nakazem swojego dziadka, zaniósł dziewczynę na jej łóżko* i czekał tam, póki się nie obudzi, zakazując jednocześnie komuś innemu odwiedzenia blondynki…


* Wiem, że w Japonii zamiast typowych łóżek są materace, czy jak to się tam zwie, ale jeśli chodzi o moje wypowiedzi, z reguły będzie się pojawiało właśnie „łóżko”, bo jakoś tak mi łatwiej. Mam nadzieję, że nie będzie z tym jakiś dodatkowych problemów J.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz