Jakie miłe jest światełko twojego naszyjnika… Takie ciepłe i jasne… Wybacz mi, Koralowa Pani, ale chyba najwyższy już czas, abym powróciła… Obawiam się, że nic nie mogę ci powiedzieć, ponieważ nie wiem, czy na pewno mogę tobie zaufać… Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, ale teraz… do zobaczenia!
Zarówno Anna jak i Luani obudziły się w tym samym momencie. Pierwsza z nich z niemałą wdzięcznością, iż nie była sama, albowiem wiedziała, że w świecie świadomości wyczekuje na nią Yoh i reszta przyjaciół. Druga również poczuła się trochę lepiej, ponieważ poznała kogoś, kto miał w kierunku do niej przyjacielskie zamiary. Lawendooka wiedziała jednak coś jeszcze: musiała za wszelką cenę uciekać i to możliwie jak najszybciej!
Dom Anny:
Blondynka rozejrzała się powoli po pokoju, a kiedy natrafiła spojrzeniem na plecy swojego narzeczonego, uśmiechnęła się delikatnie. Yoh poczuł w tym momencie lekkie łaskotanie na karku, które pojawia się, kiedy wiesz, że ktoś cię obserwuje, a gdy odwrócił się do czarnookiej, jego usta zdawały się sięgać od ucha do ucha. Od razu, nie zastanawiając się dłużej co robi, przytulił się mocno do dziewczyny, by potem, przerażony trochę tym co uczynił, odsunął się gwałtownie.
- Leniu, dlaczego nie ćwiczysz, co? – spytała blondynka, a Asakura na próżno szukał w tym zdaniu jakiegoś oskarżenia czy rozkazu. Anna zwróciła się do niego ciepłym i delikatnym głosem, którego przez naprawdę długi czas nie słyszał! Może to, co powiedział mu dziadek, jednak okaże się prawdą i Anna zmieni swój charakter? (tak, Yoh, marzyć zawsze można ^^”)
- Anno, ja rozumiem, że chęć zaimponowania i pokazania, jaka jesteś ważna to cała ty, ale nie uważasz, że bycie nieprzytomną przez trzy dni to już lekka przesada? – zapytał od progu Yohmei, podchodząc bliżej nastolatków.
- Trzy? Muszę przyznać, że to trochę długo – odparła spokojnie dziewczyna, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Zakładam jednak, że szczegółów rozmowy nie mogę zatrzymać dla siebie, prawda? Otóż Mahare powiedziała mi, że z reguły ratunkiem przed tym, co się wokół niej działo, był sen, możliwie jak najdłuższy, jednak ostatnio nawet tam nie czeka na nią nic miłego i w efekcie prawie w ogóle nie śpi, rozmyślając jednocześnie nad tym, co jej się stało i czy z jej rodziną jest wszystko w porządku. Wygląda mi to trochę tak, że jest ona zupełnie odcięta od prawdziwych informacji, a w zamian za to słyszy codziennie jakieś kłamstwa, które dotyczą jej bliskich…Powiedziałam jej, że powinna jak najszybciej stamtąd uciekać, bowiem grozi jej niebezpieczeństwo.
- Co zrobiłaś?! – zawołał dziadek Yoh. – Kazałem ci tylko się z nią skontaktować i w miarę możliwości czegoś dowiedzieć!
- Powiedziałam jej również, że jeśli jakimś trafem znajdzie się w Tokio, ja i Yoh z pewnością jej pomożemy – dodała pewnie Anna. – Wiem, że Mahare będzie dla nas miła tylko wtedy, kiedy i my okażemy jej trochę uczucia i wsparcia.
- Dziadku, myślę, że Anna dobrze zrobiła. Zobaczysz, że wszystko się ułoży.
- Tylko że dziewczyna ma zginąć, kiedy zdradzi wszystkie swoje sekrety. Jakbym nie był temu przeciwny, zobowiązany jestem do przestrzegania decyzji Rady. Tymczasem jednak doskonale wiem, że im więcej czasu spędzicie z Mahare, tym trudniej dla was będzie pogodzić się z tym, co nastąpi. Sam kiedyś byłem… - Asakura przerwał gwałtownie, uświadamiając sobie, że nie powinien nic więcej powiedzieć, szczególnie w obecności Yoh.
- Byłeś kiedyś w takiej sytuacji? Kiedy? – zapytał niepewnie szatyn.
- Kiedy Keiko była w ciąży, nie od razu wiedzieliśmy, że jednym z jej przyszłych dzieci ma być Hao, pragnący zniszczyć świat… Z początku było to podwójne szczęście, potem koszmar. Kiedy wszyscy przyzwyczaili się już do tego, co ma nadejść, kiedy nie mogliśmy się doczekać powitania na świecie zarówno ciebie, Yoh , jak i twojego brata bliźniaka, okazało się, ze obu was musimy… zabić – mówił Yohmei, nawet raz nie spoglądając na swojego wnuka. Chłopak, pomimo, iż kiedyś już słyszał tę historię, tak naprawdę dopiero teraz zaczynał sobie zdawać ze wszystkiego sprawę, co jakoś nieszczególnie poprawiało mu nastrój.
- Na szczęście jednak Hao ujawnił się zaraz po swoich narodzinach, toteż mój narzeczony żyje i ma się świetnie – uśmiechnęła się Anna do chłopaka, próbując jakoś go w ten sposób podnieść na duchu. Niestety przyniosło to lekko inny skutek niż myślała:
- No, tylko że kiedy już dowiedziałem się, że nie jestem na tym świecie tak zupełnie sam, bowiem mam rodzeństwo, okazało się, że mam go zabić, co zresztą zrobiłem. Nie ma co, świetny koniec – odpowiedział lekko ironicznie Yoh, poczym wstał gwałtownie i wyszedł z pokoju. Blondynka już chciała za nim pobiec, jednak Asakura ją zatrzymał.
- Daj mu trochę czasu, musi sobie to wszystko przemyśleć. Tak jak również ty i ja. Powiedz proszę Yoh, że muszę wracać do Izumo, bowiem mam coś pilnego do załatwienia – odezwał się mężczyzna i, podobnie jak wnuk, wyszedł na zewnątrz.
Anna zastanawiała się chwilę, jak też może pomóc swojemu narzeczonemu w ogarnięciu myśli. Sekundę później już wiedziała: jeśli Yoh będzie zajęty treningiem, nie będzie miał czasu na zamartwianie się nad sobą! (oj, ja [znaczy… Anna oczywiście!] chyba jestem troszkę okrutna dla biednego Asakury… W taki sposób do aktualnie ogromnej liczby różnego rodzaju ćwiczeń doliczyć kolejne…)
Yokohama- miejsce, gdzie przebywa Luani
Lawendooka otworzyła powoli oczy i rozejrzała się wokół. Dziewczyna od razu wiedziała, że coś się zmieniło, jednak nie potrafiła dokładnie określić, co to mogło być. Dłużej by się tak pewnie zastanawiała, gdyby do pokoju nie wszedł Marco.
- Panienko – odezwał się w progu mężczyzna – to panienka już nie śpi?
- Jak widać… A co w tym dziwnego?
- Ostatnie trzy dni panienka nic nie chciała zjeść… Myślałem, że to może jakaś choroba, ale po prostu panienka cały czas spała – odpowiedział spokojnie blondyn, kładąc na biurku tacę z małą kulką ryżową i maleńkim uśmiechem na niej, drobną marchewką i kubkiem herbaty.
- Możliwe… - Luani czekała, aż Marco wyjdzie z pokoju, żeby móc spokojnie zjeść śniadanie. Od kilku dni bowiem miała pozwolenie, by chociaż ten jeden posiłek jeść w samotności, z czego z przyjemnością korzystała. Chwilę później blondyn rzeczywiście ukłonił się szybko, a lawendooka wręcz rzuciła się na jedzenie, bowiem tak długi okres nic niejedzenia dawał już o sobie znać… Dziewczyna spojrzała na pustą tackę. „Zawsze wybrzydzałam i mówiłam, że nie mam ochoty na żadne jedzenia, a jak już jestem głodna, to nic nie dostaje” – powiedziała cicho do siebie, przesadnie wzruszając ramionami, poczym odeszła od biurka. Wtem zauważyła to, co nie dawało jej wcześniej spokoju: na parapecie leżała niewielka książka w kremowej okładce z umieszczonymi nad niej stworzeniami niczym z „Kubusia Puchatka” lub innej podobnej bajki, które Luani słuchała i oglądała, kiedy była mała. Książka nie była jednak jedyną nowością. Okazało się, że nareszcie przestało padać i za oknem świeci słońce, ukazując drzewo, rosnące nieopodal, w pięknej formie.
- Luani – usłyszała nagle dziewczyna cichy szept, należący do jej ducha stróża. – Zjawiłam się tu już wczoraj, ale byłaś niekontaktowa…
- Mam plan – przerwała jej blondynka. – Uciekam, możliwie jak najszybciej, więc nie kręć się w jakiejś znacznej odległości od tego miejsca, bo będę cię potrzebowała.
- Świetnie! – ucieszył się duch tancerki – Co zamierzasz zrobić?
- Eeee… Aby się wydostać, potrzebuję kryształu i wachlarza, tak?
- Kryształu, owszem, ale bez wachlarza sobie na pewno poradzisz. On jest tylko narzędziem, tak jak miecz, czy… pióro.
- Pióro? – powtórzyła dziewczyna. – Na co człowiekowi pióro?
- No… twój brat walczył zarówno za pomocą miecza, jak i pióra. Dobrze przecież wiesz, że nieważne jest czym walczysz, tylko jak walczysz – odpowiedziała tancerka i rozejrzała się powoli po pokoju. Kiedy jej wzrok padł na książkę, Amira wyglądała, jakby zobaczyła ducha (xD), lub coś innego, równie niespodziewanego i niepewnie podleciała w kierunku przedmiotu.
- Co się stało?
- Skąd-ty-TO-MASZ?! – zawołała na jednym oddechu tancerka, a Luani szybko ją uciszyła i spojrzała na nią pytającym i żądającym odpowiedzi od ducha wzrokiem. - Nie wiesz co to jest? Przecież powinnaś! W końcu to historia twojej rodziny, między innymi ta, zawierająca opis dotychczasowego twojego życia. Dawno już tej książki nie widziałam, bo zabrała ją ze sobą siostra twojej matki, kiedy uciekła do jakiegoś innego kraju. Nikt wtedy nie szukał ani jej, ani książki, bo myśleliśmy, że skoro chciała się od rodziny odłączyć, to nie ma potrzeby jej szukać, a brak książki odkryliśmy dopiero po jakimś czasie, kiedy już nie było możliwości jej odnalezienia… Skoro jednak znalazła się ona tutaj, to może tylko oznaczać, że zostałaś jedyną prawowitą właścicielką książki…(chodzi tu o głównych przedstawicieli rodziny) - Amira nagle zasłoniła usta, uświadamiając sobie to, co przed chwilą powiedziała. Ucieszyła się jednak, kiedy zauważyła, że blondynka nie zrozumiała dokładnie tego, co przed chwilą usłyszała, tylko w dalszym ciągu przyglądała się okładce.
- A-amiro… - zaczęła niepewnie dziewczyna. – Czy to bardzo źle, że nie chcę tego na razie przeczytać? Póki co jedyne, o czym staram się myśleć, to sposób na ucieczkę i nie chcę się rozpraszać zgłębianiem historii rodziny…
- Głuptasie, przecież to oczywiste, że nikt nie może mieć o to do ciebie żalu – pocieszyła ją tancerka. – Tak w tajemnicy ci powiem, że ani twoi rodzice, ani twój brat nigdy tej książki nie przeczytali.
- Bo jej nie było…
- Ona zniknęła dopiero na rok przed twoim porwaniem, tak więc jak widzisz, twoich rodziców jakoś nie bardzo interesowała historia rodu – zaśmiała się Amira, a wraz z nią i lawendooka. Chwilę później tancerka przeprosiła i powiedziała, że musi już znikać, bo i tak zbyt dużo czasu tu spędziła. Dziewczyna skinęła tylko głową i usiadła na łóżku.
Luani dopiero po chwili zorientowała się, że nie powiedziała swojemu duchowi stróżowi o dziwnym spotkaniu z Koralową Panią. Niezbyt jednak się tym przejęła, ponieważ gdzieś wewnątrz siebie była przekonana, że dobrze zrobiła, albowiem ona tamtej dziewczynie uwierzyła, czego Amirze z pewnością nie udałoby się dokonać. Dalsze godziny lawendooka spędziła na wymyślaniu możliwych sposobów na ucieczkę, jednakże żaden z nich nie był takim, który miał szansę się udać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz