Para nastolatków szła powoli ulicami Tokio, nie odzywając się do siebie chociaż jednym słowem. W końcu stanęli przed nieprawdopodobnie wysokim budynkiem i już sekundę później znaleźli się w holu.
- Państwo do kogo? – zapytała od razu jakaś kobieta, kiedy tylko do nich podeszła.
- Do rodzeństwa Tao. Nazywam się Yoh Asakura – odpowiedział z uśmiechem szatyn, starając się nagle nie wybuchnąć śmiechem na widok zdziwionej miny Luani. Kobieta podeszła do telefonu i wybrała potrzebny numer, a po około półminutowej rozmowie wróciła do nich i wskazała dłonią windę.
- Wiedzą państwo, na które piętro należy się udać? – zapytała, chyba z konieczności pracownica.
- Oczywiście – Japończyk ponownie się uśmiechnął i zaprowadził lawendooką w kierunku windy.
- Yoh, Luani, nie spodziewałam się was dzisiaj zobaczyć! – zawołała od progu Jun, kiedy tylko otworzyła im drzwi.
- Tak jakoś wyszło. Luani chciała o czymś pomówić z twoim bratem, zresztą sam mam do niego pewien interes.
- Rozumiem. Rena jeszcze nie ma, powiedział mi, że chce trochę pobiegać, aby uporządkować myśli… Niedługo powinien się zjawić. Dlatego też szykuję powoli małą obiadokolację.
Kiedy przyjaciele ze sobą rozmawiali, Luani rozejrzała się z ciekawością po pomieszczeniu. Było ono naprawdę duże i przestronne, pomalowane jasnymi kolorami. Pod jedną ścianą, na której powieszony był obraz przedstawiający jakiegoś wojownika pośród chińskich znaków, stała ładna, czerwona kanapa, która na sam widok wydawała się bardzo wygodna. W powietrzu unosił się delikatny aromat pieczonej ryby i ryżu- dowód na to, że Jun naprawdę zabrała się za przygotowanie posiłku. Blondynka podeszła do okna i przez następne kilka minut obserwowała uważnie widok na okolicę.
- Jaki ładny widok! – zawołała w kierunku Tao. – Nie mówię tu tylko o tym, co za oknem. Ten pokój też jest genialny, więc sądzę, że reszta zapewne również.
- Dzięki. Mi też się podoba – odpowiedziała z uśmiechem Jun, a po chwili powróciła do kuchni, aby nie pozwolić rybie się przypalić. Blondynka zaraz poszła za nią, zostawiając Yoh samego w salonie.
- Wróciłem! Jun… Yoh?! Co ty tu robisz?
- Czekam na ciebie. Luani poprosiła, żebym ją tu zabrał.
- Mahare? Tutaj? Gdzie jest teraz? – zawołał zdziwiony Ren, a jego zdziwienie po chwili osiągnęło poziom maksymalny, kiedy ona i jego siostra wyszły z kuchni z naczyniami w dłoniach.
- Witaj, braciszku. Idź się szybko przebrać i przygotować do kolacji. Muszę przyznać, że Luani jest prawdziwą królową w kuchni. To, czego nie mogła zrobić jedną ręką, dokładnie mówiła mi i myślę, że wyszło naprawdę smacznie – wskazała dłonią na bardzo zarumienioną Mahare, która spojrzała szybko na Rena i Yoh, a następnie spuściła wzrok na podłogę, próbując się uspokoić. Tao tylko prychnął cicho, po czym wyszedł szybkim krokiem z pokoju, a szatyn udał się za nim.
- Mogę się zapytać, dlaczego leziesz za mną do łazienki? Czy to jak się myję, jest jakimś ósmym cudem świata, który trzeba obserwować? – zapytał zirytowany Ren, próbując zamknąć Asakurze drzwi przed nosem, jednakże ten go ubiegł i teraz siedział spokojnie na stołku, wpatrując się usilnie w ścianę.
- Pomyślałem po prostu, że to dobre miejsce by pogadać – odparł spokojnie, nie zwracając uwagi na komentarze przyjaciela. – Wiesz, że musisz wzbudzić jej zaufanie, sprawić, by cię polubiła, prawda?
- I co z tego?
- Pomyślałem, że ci trochę pomogę… Jeśli będziesz się zachowywał tak jak teraz, do niczego nie dojdziesz.
- Ty będziesz pomagał mi? A może liczysz na to, że dzięki tobie postawię się mojej rodzinie i…?
- Tak, tak właśnie myślę – przerwał mu Yoh. – Już kiedyś przeciwstawiłeś się swojemu ojcu, matce i reszcie klanu. Udowodniłeś, że jesteś lepszy niż oni wszyscy. Czego więc jeszcze oczekujesz? – Zamiast jakiejś odpowiedzi, szatyn usłyszał tylko szum płynącej z prysznica wody. – Po pierwsze: kiedy ona się ze wszystkimi wita, odpowiedz, a nie siedź jak kołek. Po drugie: zwroty grzecznościowe. Korona ci ze łba nie zleci, jeśli zamiast „mhmm”, powiesz „dziękuję, przepraszam, proszę”. Pogadaj z nią czasami, może zabierz na lody. Słuchaj jej, przejmuj się tym, co ją martwi i czego się boi, pomagaj jej.
- Skończyłeś już swój wykład? – miodooki stał już obok niego w swoim zwykłym, czarno-czerwonym zestawie i z ręcznikiem na ramionach. Nie czekając na jakieś słowo ze strony Yoh, otworzył drzwi i już chwilę potem znalazł się przy dziewczynach, które w ogóle nie skomentowały tego podwójnego zniknięcia. Zamiast tego zielonowłosa oznajmiła, że zamierza zabrać Luani do fryzjera oraz na wielkie zakupy w poszukiwaniu jakiś ładnych ubrań. Chłopaki pokiwali głowami, że usłyszeli, jednak nic nie odpowiedzieli, bo i nie było na co. Tao mówiła już o tym dzień wcześniej, kiedy Mahare już spała. Teraz po prostu chciała nadać temu pewien oficjalny ton.
Zaraz też wszyscy przystąpili do posiłku. Yoh i Luani z początku opierali się, mówiąc, że obiad już jedli i nie chcą się nikomu wpychać w talerze, jednakże zielonowłosej skutecznie udało się posadzić przybyłych do stołu i podać im wszelkie potrzebne przedmioty.
- Naprawdę nieźle wam to wszystko wyszło! – pochwalił głośno Yoh, kiedy spróbował już wszystkiego.
- No… Może być… Nawet dobre… - przyznał cicho Ren, dostrzegając uśmiechy i lekko zarumienione policzki obu dziewczyn, które chyba nie spodziewały się pochwał (to, że Yoh się jedzeniem zachwyca, to nie jest żadne zaskoczenie, nawet Luani to odkryła, ale Ren, który mówi coś takiego? Cuda się zdarzają^^).
- Jakoś niebawem macie koniec roku szkolnego, tak? – zmieniła temat lawendooka.
- Koniec pierwszego semestru. Tutaj rok szkolny zaczyna się w kwietniu i trwa do końca lipca. Potem miesiąc wolnego i w styczniu zaczyna się semestr drugi, który kończy się w grudniu, a trzeci trwa od stycznia do marca – wyjaśnił Asakura, trzymając w pałeczkach kawałek ryby. Kiedy Luani pokiwała głową, że zrozumiała, a następnie odwróciła się w stronę Jun, żeby o czymś jej powiedzieć, Yoh zaczął wykonywać jakiś dziwny taniec, który w jego mniemaniu miał oznaczać: „Luani je pałeczkami jak prawdziwa Japonka”, a można było to zrozumieć jako coś pomiędzy: „Cierpię na chorobę nadaktywnych rąk, wybaczcie”, a „ciepło tutaj, prawda?”. Zielonowłosa zaczęła się głośno śmiać, jej brat przyglądał się obojgu z zaskoczoną miną. Blondynka, podobnie jak miodooki, spoglądała to na Chinkę, to na szatyna (biedak nie pomyślał, aby się uspokoić, kiedy Luani odwróciła się w jego stronę…).
*
- To co, spotkamy się niebawem? W końcu zaraz wolne i będzie można trochę razem potrenować... Kto wie, może nawet Luani uda się nas prześcignąć w jakiś biegach?
- Jeśli będę siedziała na grzbiecie Malkii, najprawdopodobniej was pokonam – zaśmiała się cicho blondynka, na co chłopak z czubem na głowie prychnął cicho i odpowiedział zbywającym tonem, że duchy nie są od wyścigów, a od walki. Na te słowa lwica od razu wyskoczyła w wisiora i przygniotła chłopaka do ziemi, warcząc do niego słowa, które mogła zrozumieć tylko i wyłącznie Mahare, jednakże ogólny przekaz był jasny: „Odczep się od mojej pani, bo bardzo tego pożałujesz”.
~ Luani, mogłabyś nakazać swojemu zwierzakowi, żeby ze mnie zlazł? Niewygodnie tak leżeć – powiedział telepatycznie Ren.
- Malkia, wystarczy. Wiadomość zrozumiana – oznajmiła tylko cicho dziewczyna, a lwica, powarkując wciąż złośliwie, posłusznie przeszła za jej nogi.
*
- Czy powiesz mi, dlaczego tak bardzo chciałaś się spotkać z Renem? – zagadnął z ciekawości Yoh, kiedy wraz z dziewczyną wracał metrem z powrotem do domu. Tamta westchnęła cicho i spojrzała lekko wystraszona na jego naszyjnik z kłów.
- Ja wiem, że ty jesteś bardzo dobry i miły, czuję to. Nawet cię polubiłam, choć znam cię drugi dzień dopiero – zaczęła powoli, starannie dobierając słowa. – Mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego źle, ale… Kiedy ja i Ren jechaliśmy do Tokio, on mi obiecał, że póki cała nie wyzdrowieję i wydobrzeję, on mnie nie skrzywdzi i nie pozwoli, aby zrobił to ktoś inny, przez co czuję się przy nim jakoś tak bezpieczniej. Może i później będzie coś chciał zrobić, nie wiem tego, ale póki co wolałabym trzymać się blisko niego… A w ogóle to nie musisz się tym przejmować! Ja po prostu nie lubię łatwych ścieżek. Wiem, że poznałeś historię tego, co się ze mną działo, może nawet wiesz o niej więcej niż ja. Nie mam zielonego pojęcia odnośnie tego, co zamierzasz z tą wiedzą zrobić, mam jednak nadzieję, że nic nikomu nie powiesz. Wiedz, że będę się usilnie broniła, aby mój koszmar się nie powtórzył. Póki mogę liczyć na jakąś pomoc, jestem ogromnie wdzięczna i tobie, i Renowi. Jeśli jednak będę wiedziała, że najlepiej będzie uciec, zniknę tak, że mnie nikt nie znajdzie. Nie musisz się obawiać, krzywdy robiła nikomu nie będę. Pomimo mojej złości obiecałam sobie, że nie będę trwale ranić, albo nawet… zabijać innych, nawet jeśli oni skrzywdziliby mnie… Moje życie to taki bieg z przeszkodami. Jeśli ich nie przeskoczę, nie zniszczę, w końcu staną przede mną niczym ściana, przez co one zniszczą mnie. Tak nie można… - Yoh spojrzał ukradkiem na dziewczynę. Przed chwilą bowiem nawiązała do zasady, którą słyszał wcześniej ze strony Rena. Szatyn pokiwał tylko głową, jednakże nic nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął się zastanawiać nad przyszłością i przeszłością zarówno dziewczyny, jak i Rena, swoją.
Luani nie wyglądała na osobę, która kiedykolwiek mogłaby zdradzić rodzinne sekrety. Może i się trochę śmieje, kiedy jest z nami, jednakże widać wyraźnie, że nie chce się zbytnio zbliżyć, próbuje zachować pewien dystans. Ja niby poznałem jej historię, jednak tak naprawdę nie wiem nic, co się z nią działo. Dziadek opowiadał o tym wszystkim może godzinę, a ona żyła w tym przez trzy lata, więc z pewnością niejedna rzecz się wydarzyła, o której tylko ona może wiedzieć… Jednocześnie Ren jej pomógł tylko dlatego, aby te sekrety poznać, a kiedy to zrobi, lub usilnie będzie skrywać to w sobie, on najprawdopodobniej spełni polecenie, które otrzymał. Staram się go przekonać do zmienienia decyzji, może nawet wewnętrznie się ze mną zgadza, jednak nie może, lub nie chce znowu zgrywać człowieka, który w ogóle nie słucha tego, co mówi do niego rodzina… I co ja mam z tym wszystkim zrobić? To jest naprawdę świetne pytanie…
- Halo, Ziemia do Yoh – szatyn ocknął się z zamyślenia, kiedy blondynka pomachała mu przed twarzą. – Nie powinniśmy teraz wysiadać? Poznaję ten przystanek…
- Rzeczywiście. Masz dobrą orientację w terenie, muszę przyznać. Raz widziałaś przystanek i…
- Tak właściwie, to Amidamaru mi o tym powiedział – przerwała mu z uśmiechem, wskazując dłonią na ducha. Yoh zaśmiał się głośno i wraz z dziewczyną opuścił metro, a następnie oboje udali się w stronę domu. Nie wiedzieli jednak, że ktoś ich śledzi, nawet duchy tego nie wyczuły. Po jakiejś chwili trzy osoby wymieniły między sobą uśmiechy i kiwnięcia głowami, a następnie rozpłynęły się w powietrzu.
- Mistrzu, znalazłyśmy ją – oznajmiła wysoka dziewczyna o niebieskich włosach. – Czy w związku z tym coś mamy zrobić?
- Nie trzeba, Kanna, sam sobie poradzę. W końcu chcę ją tylko odwiedzić – odparł z uśmiechem długowłosy szatyn, dotykając odruchowo małej blizny, którą miał na ramieniu.
Kiedy został w pokoju sam, uśmiechnął się do siebie, że niebawem spotka się z dziewczyną, której od kilku lat nie mógł odnaleźć. Problemem był tylko fakt, iż Mahare znajdowała się teraz u jego brata, tak więc spotkanie z nią będzie się równało spotkaniu Yoh, ale cóż, można i to znieść.
http://swiat-na-krawedzi-zaglady.blogspot.com/ -zapraszam na rozdział:) Link do Twojego bloga również już zmieniłam.
OdpowiedzUsuńTak teraz spojrzałam... Odwiedzasz mój blog o wampirach a ja nawet jednego komentarza od Ciebie nie dostałam? No wiesz... Jak możesz?:)
UsuńJak tu ładnie *o*
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera też się zastanawiałam czy by już nowego bloga nie założyć na czymś innym niż onet... Rzeczywiście ostatnio dziwne rzeczy dzieją się z tą stroną >_< Jutro wstawię twój nowy adres do linków, bo jak do tąd zapomniałam to zrobić ^^"
Przybyłam tu aby powiadomić cię o nowym rozdziale na www.aya-i-hao.blog.onet.pl. Serdecznie zapraszam!
Pozdrawiam ;*