sobota, 2 czerwca 2012

2.4 Zaskakujący wynik walki

Całą drogę do domu szamani nie odzywali się do siebie, tylko wypatrywali czegoś ciekawego w krajobrazie albo przyglądali się Hao, wymyślając różne sposoby na zabicie go. A fakt, że słyszał on każdą ich myśl, wcale im nie przeszkadzał. Yoh w dalszym ciągu nie mógł uwierzyć, że osoba idąca z jego lewej strony, to naprawdę jego brat, a nie jakaś magiczna iluzja. Było tyle rzeczy, o których chciał mu powiedzieć, o tyle zapytać, jednak postanowił zrobić to dopiero wtedy, gdy nikogo innego przy nich nie będzie.

Kiedy tylko szamani przekroczyli próg domu, wybiegła do nich  Tamara, trzymając w rękach drewnianą łyżkę.
- Witajcie… H-hao?! – zawołała zdziwiona, a ułamek sekundy potem przedmiot upadł z łoskotem na ziemię i przeturlał się pod nogi młodszego Asakury (od razu odpowiadam: łyżka Tamary jest magiczna i potrafi takie rzeczy ^^). – A co z Luani?! Wyjaśnijcie to zaraz! – takie zachowanie różowowłosej było co najmniej dziwne.
- Wszystko wyjaśnimy za chwilę. Najpierw jednak położymy Luani do łóżka. Biedaczka naprawdę się dzisiaj wykończyła – oznajmił Yoh i wraz z bratem udał się na górę, a następnie pokazał Hao pokój dziewczyny, aby tamten mógł ją spokojnie położyć.

Rozmowy z dziewczynami trwały trochę czasu, bowiem ciężko im było uwierzyć w to, że Hao i Yoh naprawdę  się pogodzili. Dziwne było również to, że Hao w ogóle żyje.
- Hao, jak to możliwe, że primo, Yoh cię jednak nie zabił i secundo, że wróciłeś tu specjalnie dla Luani, przynajmniej tak to brzmi – zapytała Anna, popijając spokojnie swoją herbatę. Ona jako jedyna wyglądała tak, jakby w ogóle niczym się nie przejmowała, a pytania zadawała tylko dlatego, aby na siłę podtrzymać rozmowę.
- Czy uwierzycie, jeśli wam powiem, że nie jestem tym Hao, za którego mnie uważacie? – zapytał szatyn, a kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, westchnął cicho i kontynuował. – Kiedy wraz z Yoh się rodziliśmy, nikt w rodzinie nie wiedział, który z nas to reinkarnacja… Tak się składa, że żaden. Kiedy duch ognia się pojawił, w jakiś sposób ten prawdziwy Hao mnie opętał i w ten sposób byłem uwięziony w swoim własnym ciele przez ponad czternaście lat. Mogłem tylko biernie się przyglądać temu, co on robi.
- Nie mogłeś jakoś zainterweniować nawet wtedy, gdy chciał zabrać duszę Yoh? – zdziwiła się Jun.
- Wyobraź sobie, że nie. Dorosła osoba nie miała siły, aby przeciwstawić się różnym jego sztuczkom, a co dopiero ktoś, kto od niemowlaka praktycznie nie istnieje! W każdym bądź razie, gdy Yoh udało się wydostać, Hao wyraźnie osłabł, więc ja też miałem możliwość jako takiej ucieczki. W ten sposób nie zabiliście… całości, że tak powiem, a tylko tę część pierwszego Asakury, rozumiecie?
Widać było po wszystkich, że próbują to w jakiś sposób ogarnąć, zdecydować się czy wierzą w te słowa, czy też nie. Po dłuższej chwili odezwał się Ren:
- Wiesz może, dlaczego Mahare była, znaczy nadal jest, taka istotna? W końcu to tylko jedna z wielu szamanek.
- On przyglądał się losom tej rodziny już podczas poprzedniego turnieju. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, wiem tylko, że często ją obserwował i strzegł dziewczyny przed wszystkim, zupełnie jakby była jego młodszą siostrą. Kiedy zabrał się pełną  parą za zbieranie ludzi, postanowił zerwać na razie kontakty z nią i jej rodziną, aby inni nie mieli na niego jakiegoś haka. Liczył na to, że po turnieju do niej spokojnie wróci i tak dalej…
- Ale mu przeszkodziliśmy, jasne. Dlaczego więc jej losy nadal cię obchodzą?
- Ponieważ jest dla mnie po prostu bardzo ważna… Właśnie, żebyście nie myśleli, że ród Mahare należał do jakiś bardzo zaangażowanych popleczników Hao! To była jakaś dziwna znajomość… Kilka razy zdarzało się, że to ja, znaczy on, słuchał rad jej rodziców i je wypełniał… Kiedy doszło do spotkania po tym, co stało się z rodzicami Lyserga, widać było wyraźnie, że im się to nie podoba. Próbowali przemówić mu do rozumu, ale jak się pewnie domyślacie, niezbyt to wyszło…
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, gdy nagle usłyszeli krzyki dochodzące z góry.
- Luani! – zawołali wszyscy jednocześnie i pobiegli do pokoju, gdzie jak się okazało, blondynka krzyczała coś przez sen, rzucając się przy tym na wszystkie strony.
- Co jej się śni? – zdziwił się Ren i podszedł do lawendookiej, próbując ją jakoś obudzić, ale ona krzyczała dalej.

*koszmar Luani*

Uciekłaś sobie i myślisz, że już nigdy nie zobaczysz tamtych ludzi? A co z Semem i jego żoną? Ich również zamierzasz ukarać swoim lekkomyślnym zachowaniem?
Zamilcz, proszę…
A może świadomość, że ich teraz torturują tylko dlatego, że czasami okazywali ci więcej miłości niż powinni, sprawia ci ogromną radość?
Ucisz się…
Tak zawsze powtarzałaś, że jesteś najsilniejszą osobą na świecie, a tymczasem nic nie jesteś w stanie sama zrobić… Nie sądzisz, że to dołujące? Co powiedzieliby na to twoi rodzice? No tak, nic, przecież ty już dla nich nie istniejesz. Cały ten czas oni dokładnie wiedzieli, gdzie się znajdujesz, a jednak…
Zamknij się!
O, aleś się wrażliwa zrobiła, normalnie się wzruszyłem.  Aż tak przejmujesz się tym, że twoi rodzice cię olali?
Zamilcz!
Nie widzisz tego, co się dzieje wokół ciebie? Wszyscy ci ‘przyjaciele’, którzy zastanawiają się za twoimi plecami, jak się ciebie pozbyć, dowiadując się wcześniej wszystkich sekretów na… twojej rodziny. A ten cały Tao, czy jak się tylko nazywa oraz Asakura to już kombinują najbardziej…

ZAMKNIJ SIĘ I ODCZEP SIĘ ODE MNIE!!

- Luani, nareszcie się obudziłaś. Już myślałem, że będziesz tak krzyczeć bez końca, co byłoby jeszcze gorsze od chrapania Horohoro, a to już jakiś wyczyn! – próbował zażartować Asakura.
- Zostaw mnie samą, Yoh, to nie twoja sprawa! – zawołała wściekła i jednocześnie ogromnie wystraszona blondynka, próbując się jakoś uspokoić i szybko przy tym oddychając. Dobrą chwilę zajęło jej zorientowanie się, że ta rozmowa przed chwilą odbywała się tylko w śnie
- Nie wyjdziemy stąd, póki nam nie powiesz co ci się śniło – dodała Anna, starając się wyglądać na surowego wojskowego, który karze żołnierzy za jakiś maleńki pyłek na mundurze, jednak było widać w jej oczach i tonie głosu wyraźną troskę.
- To był tylko taki zwykły koszmar, jasne? – nie mówiąc już nawet słowa więcej, lawendooka podniosła się z łóżka, zabrała ubrania leżące na szafce i poszła szybkim krokiem do łazienki.
Dopiero spływająca powoli po jej ciele woda zdołała ją trochę uspokoić. Woda i cudowny zapach różanego żelu pod prysznic. Do kogo należał tamten głos? Niby znajomy, ale nie mam pojęcia, czyj on mógł być… A moi rodzice? Czy oni naprawdę w ogóle nie przejmowali się tym, co się ze mną dzieje?! Tak cierpiałam dla nich, a oni… Woda z prysznica mieszała się na twarzy ze łzami, obrazując w ten sposób walkę dziewczyny samej ze sobą, która nie wiedziała już czy się złościć, czy też płakać. Nie dam się! Tyle zniosłam, to i z jakimś idiotą sobie poradzę! Postanowiła twardo i już chwilę później zeszła na dół, witając wszystkich uśmiechem.
- Przepraszam, że tak na was wcześniej naskoczyłam, byłam trochę zdenerwowana, to wszystko – powiedziała cicho i, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, wyszła przed dom, gdzie usiadła na werandzie i w spokoju zaczęła się zastanawiać, co powinna zrobić.

Dwa dni później Hao postanowił potrenować z Mahare jedność ducha, co spotkało się z protestami ze strony przyjaciół. Twierdzili bowiem, że Hao, mimo iż dobry człowiek i wcześniejszy opiekun Luani, nie boi się używać silnych uderzeń, a dziewczyna wyszła już z wprawy, aby móc spokojnie uniknąć każdego ataku. Ostatecznie jednak wszyscy zgodzili się na pomysł Asakury pod warunkiem, że będzie również im pomagał w treningu. Dlatego też wszyscy znajdowali się teraz w opustoszałym o świcie parku i przerabiali krótkie sparringi z Hao. Efekt tych zmagań był jeden: każdy z szamanów był pokonywany w zaledwie kilku ruchach. Teraz przyszła kolej na Luani.
- Postaraj się mnie uderzyć chociaż raz, dobrze?
- Mhmm… - westchnęła cicho i od razu połączyła się z Amirą. Szatyn zaś utworzył jedność ducha nie z Duchem Ognia, ale z Amidamaru, by osłabić tym swoje ataki.
Walka trwała zaledwie kilka minut, a jej zwycięzca… zaskoczył wszystkich, samego zwycięzcę również. Najpierw Luani podbiegła do Asakury i spróbowała zaatakować go pożyczonym od Tamary wachlarzem, jednak chłopak bardzo szybko ją zablokował i zmusił do obrony. W pewnym momencie tuż za Hao pojawiła się Malkia, skutecznie odwracając uwagę od szamanki, co tamta wykorzystała, rzucając w szatyna talizmanem unieruchomienia. Czar nie mógłby działać dłużej niż zaledwie parę minut, ponieważ Hao miał zbyt dużo foryoku, ale tyle wystarczyło. Kilka sekund po tym, jak gwałtownie się zatrzymał, poczuł lekkie klepnięcie w lewe ramię, a chwilę później usłyszał krzyki przyjaciół, że to niemożliwe.
- Mówiłeś, że miałam cię uderzyć raz. Wystarczy? – spytała Luani i energicznym ruchem zdjęła talizman.
- To jest nie fair! – zawołał w odpowiedzi – Walka miała się opierać na jedności ducha, a nie na wykorzystywaniu innych do pomocy!
- Po pierwsze: life is brutal, mój drogi, a po drugie: Malkia jest tylko po części duchem, ma swoje rzeczywiste ciało i tak dalej – uśmiechnęła się promiennie i poszła do pozostałych, którzy szczerze jej gratulowali, myśląc jednocześnie nad tym, że skoro Luani z taką łatwością pokonała Hao, to jak wyglądałaby walka z nimi?
Wykorzystując chwilowe zamieszanie, obok Asakury pojawił się jego brat.
- Zamierzasz przyznać się do tego, że specjalnie dałeś się pokonać, czy też wolisz udawać swoją porażkę, co? – zapytał, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Powiedzmy, że pozwolę jej ten jeden raz cieszyć się ze swojego zwycięstwa, Yoh – odparł i w chwilę później sam podszedł do Mahare, by pogratulować jej niezłej walki i pomysłu.

_____________________________________________________________________________

*trzyma przed twarzą poduszkę, aby nikt jej nic nie zrobił* O-ohayo! Prawda, że mamy dzisiaj ładny dzień? Trochę wieje i jest chłodno, ale i tak jest dobrze... I ten... wczoraj był dzień dziecka, który o dziwo miło mi się spędziło w szkole, bo było 11 osób i tylko się nudziłam na większości przedmiotów...  Poza chemią, bo oto obudził się mój wewnętrzny lew, który walczy nawet z przerażającą dla niego nauczycielką... Niah niah~

Gomene, że tak długo mnie nie było, ale rzeczywistość to taki wredny świat, który na siłę stara się mnie utrzymać przy sobie... Nawet zablokował mi drzwi do świata szamanów, a mojego Wena zamknął w klatce... Napisałam rozdział do pewnego momentu, a później siedziałam z włączonym wordem przez długi czas i nic nie mogłam wymyślić, chociaż wiedziałam, co chcę osiagnąć... Po prostu nie miałam zielonego pojęcia, jak to ubrać w słowa...
Aby całkowicie nie znormalnieć, poszukałam sobie czegoś innego, a mianowicie krainy pełnych aniołów prosto z ciekawych książek, wampirów z Hellsinga, melodii Lacie i przygód z Pandora Hearts, a w końcu i "nyu~" wypowiadanego przez Lucy z Elfen Lied... Tak.. W międzyczasie jeszcze kilka konkursów, występów i morderczych prób, przez które po powrocie do domu tylko dwie minuty jakiejkolwiek aktywności, a potem spać...
Mam nadzieję, że treść rozdziału chociaż odrobinę się podobała...
Pozdrawiam serdecznie!

4 komentarze:

  1. Hm.....^^
    Pierwszy....XD
    Notka ciekawa.....;)
    Najlepsze było to o tej magicznej łyżce...O.o
    Czekam na nn.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło ze strony Hao, że dał jej wygrać:) Na pewno podniósł jej w ten sposób morale. Pomysł z opętaniem - bardzo popularny, nic w nim zaskakującego czy ciekawego. Interesujące jest tylko jedno - jak Hao zachował moc?
    Pozdrawiam
    Lien

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli mam być szczera to okropnie nie cierpię blogów z własną bohaterką. A wiesz dlaczego? Ponieważ większość ludzi, którzy wprowadzają własne postacie skupiają się wyłącznie na nich i na nikim innym. U Ciebie jest podobnie. Najważniejsza jest Twoja bohaterka. Rozumiem, że jest ona najważniejsza w tym opowiadaniu, jednak powinnaś się skupić także na innych postaciach, swoją drogą, równie ważnych. Mam nadzieję, że także pojawią się inne pary i inne wątki. Bo czytanie cały czas o Luani jest dosyć nużące. Bynajmniej dla mnie. Co nie oznacza,że nie podoba mi się Twój styl pisania :)No cóż mam nadzieję, że przemyślisz moje słowa. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się niedługo i mam nadzieję, że będziesz mnie na bieżąco informować o nowościach na www.ss-thirst.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo! Kiedyś wpadłam na Twojego bloga, gdy był na onecie (zUo w najprawdziwszej postaci, bo się zawiesza -.-), a wczoraj szukałam jakichś ciekawych blogów, których nie znam. Wpadłam do Lien i otworzyłam wszystkie adresy w wyszukiwarce. Pomyślałam, że skoro już miałam za sobą sześć notek, to najpierw przeczytam Twojego bloga.

    Nie zgodzę się z Kiyo-chan. Własne, wprowadzone postacie dużo wnoszą do opowiadania. Jakąś intrygę, tajemnicę z dawnych lat czy powód jakiejś misji. Bardzo mi się podoba, gdy ktoś wprowadza też inną, nową postać. Z mojej strony masz dużego plusa. ^^
    Po ucieczce Luani myślałam, że coś zaiskrzy pomiędzy nią, a Renem. W sumie, nie mam nic przeciwko, bo Luani i Ren pasują do siebie. A tu takie fajne zaskoczenie - pojawia się Haoś. I w tym momencie widzimy, że Luani jest przywiązana z jakiegoś powodu do długowłosego Asakury. A swoją historię wyjawiła dość szybko.
    Jaki ten Haoś słodki. Dał wygrać Luani. Nie ukrywam, że pod każdym względem Hao będzie dla mnie słodki.
    Czekam na next.
    Dodaję bloga do linków i zapraszam też do mnie na: http://asakura-no-futago-in-poradno.blogspot.com/ (Jeśli jesteś zainteresowana to w zakładce `moja twórczość` znajdziesz moje inne blogi o SK.)
    Byłabym wdzięczna, gdybyś poinformowała mnie o nowej notce na gg (25593142). Z góry dziękuję.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń