środa, 1 sierpnia 2012

2.5 Pierwszy-drugi semestr


          Minęło już trochę czasu. Treningi odbywały się codziennie, przez co szamani byli praktycznie cały czas wykończeni i nie marzyli o niczym innym niż miękkie łóżko. Szansę na nadrobienie straconej energii mieli w niedziele, ponieważ Anna ugięła się pod gorącymi prośbami Jun, Tamary i Piliki, aby chociaż jeden dzień w tygodniu mieli wolny. Kiedy jednak nastawała niedziela, główną „atrakcją” dnia było uczenie Mahare. Tyle lat straciła, zresztą poziom szkolnictwa we Francji był dużo mniejszy niż w Japonii, toteż nadrobienie zaległości stało się w pewnym momencie głównym zajęciem dla wszystkich. Największy problem był z historią, ale trudno się temu dziwić, jeśli do tej pory w szkole uczyła się o takich rzeczach, jak Rewolucja Francuska, czy też Wojna Stuletnia, a Japonia to było tylko „państwo w Azji, gdzie rządzili cesarze” i nic więcej.
Za historię zabrał się Hao i pomagały jeszcze duchy, japoński był we władaniu Anny i Yoh, matematyką zajmował się Ren, naukami przyrodniczymi Horohoro, a angielskim… nie, angielskiego nikt Luani tłumaczyć nie musiał, w końcu jej rodzina z Anglii pochodziła, więc pomimo nie używania tego języka w szkole (wiadomo, mówimy tu o Francji, gdzie nikt się do znajomości angielskiego nie przyznaje w ogóle), blondynka doskonale sobie z nim radziła.

            Wrzesień, początek drugiego semestru. Uczniowie mniej lub bardziej chętnie wracali do szkolnych ławek. Horohoro wraz z siostrą pojechali do siebie, Ryu również gdzieś wybył. Luani z początku ogromnie się cieszyła, gdy dowiedziała się, że zdała testy i trafiła do klasy, do której chodziła Tamara, jednak zaraz jej głowę nawiedziła straszna myśl: „idę do szkoły, gdzie jest tulu nowych ludzi, mam problemy z pismem japońskim, a będę w miejscu, gdzie innego języka prawie w ogóle się nie używa!”
 Starając się jednak nie zwariować, odetchnęła kilka razy głęboko i pewnym krokiem przekroczyła próg szkoły. Po chwili Tamara zaprowadziła ją do klasy, więc mogła spokojnie usiąść gdzieś z tyłu i poczekać na początek zajęć. Inni uczniowie, którzy weszli razem z nią, zdawali się w ogóle jej nie zauważać.

- Konnichiwa – przywitał się nauczyciel z uczniami, a następnie sprawdził obecność. Już miał zamknąć dziennik, gdy jego uwagę przykuła mała kartka przyczepiona poniżej listy.
- Mahare Luani? – blondynka podniosła się powoli i przyjrzała trochę nauczycielowi. Doi Kuriki, bo tak się nazywał, miał około czterdzieści lat, trochę siwych włosów. Jego nienaganny, poważny ubiór pasował do stosunkowo szczupłej sylwetki. Luani pewnie przyglądałaby się mu dłużej, gdyby nie poprosił jej nagle o przedstawienie się i opowiedzenie czegoś o sobie. Dziewczyna westchnęła cicho, a następnie powiedziała:
- No więc… Jestem Luani, przez pewną sprawę rodzinną musiałam przyjechać do Japonii i… cóż by tu jeszcze? – spojrzała na różowowłosą, jednak tamta nie wiedziała, co miałaby jeszcze podpowiedzieć.
- A skąd ty jesteś? – zapytała któraś z dziewczyn. – Masz zabawny akcent. Europa?
- Oui, Francja konkretnie… Mogę już usiąść?
- Dobrze. Skoro już wszyscy wszystko wiedzą, otwórzcie podręczniki… Ach, właśnie! Ningio Roze? Oprowadzisz swoją nową koleżankę na przerwie po szkole. Pokażesz w ten sposób, że chociaż trochę ci na czymś zależy. Dobrze, na czym to ja? Strona pięćdziesiąta dziewiąta – uczniowie posłusznie otworzyli książki i skupili się na nauce. No, prawie wszyscy, bowiem Luani i Roze przyglądały się sobie badawczo. „Ja ją skądś znam” zastanawiały się obie i zamiast rozwiązywać równania matematyczne, szukały w myślach sytuacji, w której mogły się poznać. „Spytam Amirę, może ona wie lepiej” „Spytam Suisei, ona powinna wiedzieć, czy naprawdę się gdzieś poznałyśmy” postanowiły obie i z utęsknieniem wręcz czekały na koniec lekcji.

- Dobra, słuchaj. Mamy dziesięć minut, więc zdążymy zostawić torby i obejść chociaż ten segment. Zastanawiam się jednak, dlaczego akurat ja dostałam takie polecenie, w końcu ta różowa, Teresa chyba, mogłaby to zrobić. Albo Asakura, bo chyba to jakiś twój znajomy również, chociaż on pewnie ma inne sprawy na głowie – Luani szła tuż obok dziewczyny, przyglądając się jej i przysłuchując uważnie. Mówiła nienaganną japońszczyzną, jednak jej delikatne zaciągnięcia zdradzały inne pochodzenie. Długie i bardzo jasne włosy, które nie były ani typowo blond, ani białe, coś pomiędzy, a do tego duże, niebieskie oczy, w których czaiła się jakaś nerwowość, może irytacja, ale także i pewne znudzenie. Wyglądała trochę tak, jakby uważała, że wszyscy w szkole powinni się jej kłaniać tylko dlatego, że łaskawie zjawiła się w szkole.
- Co mi się tak przyglądasz? Mam coś na twarzy?
            - Nie, tylko… Nie wiem dlaczego, ale… czy my się przypadkiem nie znamy? – lawendooka odłożyła swoją torbę w zamyśleniu. Roze na te słowa spojrzała na nią, po czym zaśmiała się niby wymuszonym śmiechem.
            - Skąd my się niby mamy znać? Byłaś kiedyś w Japonii? – Luani potrząsnęła głową. – No właśnie. Wiesz, był czas, kiedy jeździłam z rodzicami po całym świecie, ale wtedy z reguły i tak siedziałam w swoim pokoju hotelowym, więc raczej nie jest prawdopodobne, żebyś mnie znała. Może zatrzymałaś się kiedyś w którymś z „Pierrotów” i widziałaś tam jakąś ulotkę z moim zdjęciem?
            - Nie pamiętam, może… Pourquoi est ma mémoire ne revient pas? („Dlaczego moja pamięć nie wraca”- przepraszam, jeśli coś nie tak gramatycznie, ale wspomagam się google translate)– westchnęła ciężko i uderzyła się w czoło.
            - Jesteś taka zapominalska, czy też coś się stało, że masz dziury w pamięci? – zapytała od niechcenia Roze, przekładając włosy z jednego ramienia na drugie.
            - Zrozumiałaś mnie? – zdziwiła się lawendooka. Jakoś nie spodziewała się, by ktokolwiek w Japonii znał choćby słowo po francusku. Ningio wzruszyła tylko ramionami i powiedziała, że jej babcia pochodzi z Francji, dlatego język francuski w miarę rozumie, ale bardziej interesuje ją teraz Luani.
- … Dwa lata temu miałam wypadek. Długo leżałam w szpitalu, gdzie lekarze oprócz ratowania mnie, postawili sobie za cel pomoc w pokonaniu amnezji pourazowej, czy jak to nazwali, ale można powiedzieć, że zaczęłam nowe życie i oprócz jakiś cząstkowych wspomnień, które co jakiś czas wracają, jestem zajęta zapełnianiem pamięci nowymi wrażeniami – na koniec udało jej się nawet uśmiechnąć. Roze, nawet jeśli chciała coś powiedzieć, przerwał jej dzwonek na następną lekcję, więc niechętnie weszła wraz z pozostałymi uczniami do klasy.
            - Całkiem nieźle udało ci się z tego wybrnąć – tuż obok Mahare pojawiła się Amira. – Ale do Josha to się jeszcze nie przyrównuj. On zawsze potrafił opowiedzieć jakąś zmyśloną na poczekaniu historię i nigdy niczego nie pomylił.
            - Daj sobie spokój – wyszeptała w odpowiedzi. – Teraz nie mam ochoty na żadną rozmowę.
            - Po prostu nie chcesz, by ludzie uznali cię za wariatkę, która mówi do siebie – zaśmiała się tancerka. – Nie musisz się martwić, chociaż jedna osoba poza Tamarą cię zrozumie, bo właśnie mi się przygląda – pomachała do Roze, która delikatnie skinęła głową. – Dobra, nie przeszkadzam już w lekcjach. Bawcie się dobrze – i z tymi słowami Amira rozpłynęła się w powietrzu.


W tym samym czasie w innej części budynku

- I co, Ren? Znowu nasze klasy mają razem w-f. To chyba specjalnie, żebyśmy mogli się ścigać – zaśmiał się Yoh, gdy dobiegł do Tao w trakcie drugiego okrążenia wokół boiska w ramach rozgrzewki.
- Asakura, aż tak za mną tęskniłeś? No popatrz, widać nauczyciele doskonale zdają sobie sprawę, że nic nie zmusi twojego leniwego tyłka do ruchu poza jakąkolwiek szansą, by spróbować mnie pokonać.
Yoh i Ren byli jednymi z niewielu uczniów, którzy w szybkim tempie przebiegli dwa kółka i w ogóle się tym nie zmęczyli. Reszta powoli człapała za nimi, zarzekając się, że w następne wolne na pewno będą się więcej ruszać, a nie siedzieć w domu i zajadać słodycze, dlatego też szamani mieli możliwość porozmawiania ze sobą przez chwilę.
            - Uwierzysz, że wczoraj chyba przez godzinę wpatrywałem się w swój dzwonek wyroczni w nadziei, że może jednak zadzwoni i Turniej zostanie wznowiony? Chyba pomimo tego roku cały czas nie mogę wrócić do normalnego życia…
            - Albo po prostu nie chce ci się uczyć i wolałbyś powrót do walk, niż szkołę. Jednak ja czuję podobnie. Tyle lat szkoliliśmy się i trenowaliśmy, by nagle przerwać rozgrywki bez poznania ostatecznego zwycięzcy…
            - Asakura, Tao! Koniec tych dziewczęcych ploteczek! Już, wracać do ćwiczeń! – przerwał im nauczyciel, więc chcąc nie chcąc, przyjaciele wzięli piłki od kosza i zaczęli trening.

 _________________________________________________________________________________

Ohayo! 
Jak to jest? Patrzę w kalendarz - połowa czerwca, patrzę po kilku dniach - pierwszy sierpnia... Czas zdecydowanie zbyt szybko leci. Pewnie minęłoby jeszcze kilka dni, nim ten rozdzialik (bo po długości rozdział to zbyt duże słowo) by się pojawił, jednak Hotaru przy każdej rozmowie atakowała i groziła, że coś mi zrobi, jeśli zaraz go nie skończę.
 Brawa dla niej należą się z jeszcze paru powodów! Po pierwsze: często wysłuchuje mojego marudzenia i opowieści o bohaterach zarówno tego opowiadania, jak i czegoś, co mam w planach, potrafi się w tym odnaleźć, trzepnąć mnie w głowę, kiedy za bardzo komplikuję i posłużyć dobrą radą. Po drugie: to ona jest pierwszą osobą, która czyta moje wypociny i je poprawia. Jest jeszcze dużo więcej tych powodów, ale tego już nie będę zdradzać. Dodam tylko, że Roze Ningio to postać stworzona przez nią :).

Jeśli ktoś zauważył, zmieniłam swojego nicka z "Lui-chan" na "lioness". Oba oznaczają lwa, tylko że w innych językach. Jeśli ktoś chce, może sobie zmienić, jeśli nie, zachowajcie poprzedni. 

To na razie tyle. Pozdrawiam serdecznie! 

PS: Będzie kilka innych wątków, a przynajmniej mam nadzieję, że uda mi się je jakoś ładnie wpleść.

3 komentarze:

  1. kurczak, jak to się stało, że nie wiedziałam o poprzednim rozdziale? gomen za spóźnienie, natychmiast wszystko nadrobię.

    nom, to teraz mogę komentować^^
    zaniepokoił mnie ten sen Luani... jakby dziewczyna miała mało problemów, to jeszcze jakiś kretyn ją nęka w snach== i jeszcze śmie insynuować, że Yoh i Hao mogą coś knuć przeciw niej! toż to szczyt bezczelności! cieszę się, że Luani się mu nie dała... tak trzymać, dziołcha:D
    a skoro o problemach mowa... szkoła== czy Luani jest gotowa na tak traumatyczne przeżycie?^^' ale w sumie skoro ma przy sobie tą szaloną gromadkę, to ze wszystkim sobie poradzi;D nawet z tą dziwną dziewczyną, która mnie trochę przeraża...O.o
    rozdział mi się podobał, poprzedni zresztą też:) czekam tylko na rozmowę bliźniaków, bo jej zapowiedzią narobiłaś mi asakurzastego apetytu;D
    buziaczki i czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, mam dziwne wrażenie, że komentowałam tę notkę, a tu nie... Może to dlatego, że czytałam ją wcześniej. ^^"
    Myślę, że Luani da sobie radę w nowym otoczeniu. :) Ta Roze jest może trochę nietypowa, ale fajnie, że zna francuski. ^^ Ech, ale moja psorka od francuskiego zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, że używałam google translatora. xD
    Ren grający w kosza... o.O Ale grunt, że może się pościgać z Yoh. ^^
    Na razie nie chce mi się zmieniać Twojego nicku w linach, ale pewnie zrobię to, jak mi się przypomni. xD Albo jak Ty przypomnisz w komentarzu u mnie. :)
    I właśnie zapraszam na http://shaman-no-sekai.bloog.pl/ na nowy part. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. nowy rozdział na http://asakura-twins.blog.onet.pl/ :)zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń